Co tu znajdziesz

środa, 20 sierpnia 2014

Wiatr i przestrzeń

Pomoc przyjdzie, jeżeli o nią poprosisz! Ta złota zasada znowu się sprawdza dziś. Tłumaczymy, że w autku coś rzęzi, starszy pan z informacji gdzieś dzwoni. Jedziemy, pani, która nie mówi po angielsku długo gdzieś dzwoni i sprawdza nasze papiery. W końcu wychodzi wielgaśny rosjanin (!) słucha i mówi że eta niet prabliem można jechać. Juhuu! Uff. Kamyk z żołądka! Wracamy do informacji, pan daje nam kawę "zapłacicie następnym razem" (kocham go!), dopadamy na chwilę neta. Moje afirmacje darmowej, dobrej kawy zostają wysłuchane! Dookoła nas ściany ośnieżonych gór, maleńki port chyba jeszcze śpi. Wychodzi słońce! To będzie dobry dzień! I zwracam honor panu od przewodnika. Ten kościółek JEST bardziej pastelowy niż niebieski. Bohemy, która ma królowac w tym miasteczku nie spotykamy, ale za to piękne mają murale!


W Egilsstadir, podobno brzydkim i nieciekawym (przewodnik opisuje tak co drugie miasto na islandii) dziwią nas ciekawie ustrojone domy, bloki, płoty, wstążki, buźki, chorągiewki. Wypytujemy - to sąsiedzi organizują sobie konkurs, kto ładniej ustroi swoją dzielnicę. Fajne nie? Nieciekawe, phi. 
Potem długa i bardzo dziurawa droga do wodospadu Hengifoss, ale nas wytrzęsło, Rumunia bis. Godzinka pod górkę i patrzymy jak woda hipnotycznie i z łoskotem spada z 118 metrów. A pogoda taka, że umieram z gorąca! Serio! Na ICElandii.
Siadam za kółko i żegnamy wschód powoli. Następne plus minus 100 km prowadzę, to znaczy wciskam 90kę, piąty bieg i jadę i jadę. Bo otwiera się przed nami Przestrzeń przez duże P. Dużo po drodze rozmawiamy o tym, jako takiej przestrzeni opowiedzieć. Na zdjęciach będzie nudna. Jak opisć przestrzeń i wiatr? Agni mówi słusznie, że przez emocje, które wywołuje. No więc w tej przestrzeni otwartej po horyzont, gdzie myśli biegną jak droga, gdzie wiatr się rozpędza niczym nie skrępowany, gdzie nie ma ludzi, domów, zwierząt - ja czuję wolność. Taką, że chce mi się krzyczeć. Nie krzyczę, ale jadę cały czas z bananem na twarzy i czuję takie radosne podniecenie i spokój jednocześnie. Wolność. 
Przejeżdzamy dziś niezwykłe krainy. Najpierw łąki górskie, takie... Zwykłe, ładne, pasą się owieczki jak dmuchawce, między takimi białymi puchatymi kwiatkami, te i te bieleją w słońcu, bardzo do siebie upodobnione.
A potem wjeżdzamy na księżyc. Jest szaro po horyzont. Usypiska kamieni, góry w tle i NiC poza tym. Ta kraina księżycowa podobała mi się ogromnie, og ro mnie! Tako dziwoko. Ciężkie chmury szorują brzuchami. Agni mówi: wiatr i przestrzeń, po to tu przyjechałam. I to jest sedno. Po chwili oko się przyzwyczaja i rozróżnia odcienie szarości, warstwy skał, jak to szarość - wcale nie jest jednoznacznie i jednolicie. Będę tęsknić za tą przestrzenią w mieście. Jesteśmy chore na przestrzeń.


Potem wjeżdzamy w mchy i trawy. Ta zieleń powinna mieć osobną nazwę, zieleń islandzka. Ni to płowa, ni to intensywna. Ni to wiosenna, ni to jesienna. Jaskrawe mchy i bledsze porosty. Wspaniała, chciałabym się w te kolory ubierać. Do tego szarości kamieni, czasem dodatek z kwiatka w ugrowej żółci, pomarańczowego porostu albo stalowego błękitu wody. 
Popołudniu po raz pierwszy pokonuje nas droga, która jest dziurą na dziurze i omijamy jeden wodospad. Trudno. 
I trafiamy na inną planetę. Znów kolory, rudości i szarości, zakochuję się tu w kolorach na tej Islandii. Rude piaski, malowane siarką w niezwykłe faktury i kolory jeziorka, kopce kamieni strzelające, prychające i dymiące, i... Śmierdzące zgniłym jajcem jak olaboga! Rude, piaskowe i stalowo niebieskie. Piękne dla oka, dobrze że na zdjeciach nie widać zapachu!
Na koniec dnia szukamy gorących jaskiń koło Myvatn, znajdujemy dwie groty. Jedną pomaga nam znależć ktoś miejscowy, ale jest tam trochę jak z horroru a woda nie za ciepła więc rezygnujemy. I na koniec dnia w drugiej grocie Grjotagja (to ta gdzie się Jon Snow z Ygritt yyy rozmawiał) zdobywamy prawdziwą sprawność wikinga! Nasza wymarzona gorąca kąpiel jest tak gorąca, że udaje nam się tylko opryskać ciało i zamoczyć stopy. Parzy! Odparzam sobie prawie kawałek pośladka, ale po tym szalonym chlapaniu ukropem czujemy się jak młode boginie! Prawdziwi wikingowie zawsze biorą kąpiel w czołówkach. Biegniemy do autka, jest 22:30, nadal nie jest ciemno. Może ten mocny wiatr do rana znów przewieje chmury...? 

Coraz dłuższe te wpisy... chce Wam się to czytać? 

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Chce sie!!! :)

Czak pisze...

Bardzo się chce. Po takim tekście wszystkiego zachciewa się chcieć :)

Izaraj pisze...

Che, chce!!!!!!!

Unknown pisze...

Ucja napierdalaj! ;)

Pstrokata pisze...

HEhe dzięki, Dawid, nie prowokuj!