Co tu znajdziesz

sobota, 23 sierpnia 2014

The last day!

Budzimy się gdzieś na jednym z końców świata, pomiędzy św. Górą, a miasteczkiem Stykkishólmur, które leży na samym końcu cypelka. Tam też wybieramy się zjeść śniadanie. W dodatku pan od przewodnika zachwalał, że jest urocze i miłe, coś takiego, no po prostu musimy to sprawdzić. Człowiek z nieumytymi włosami też może być szczęśliwy (nawet ja)! Ale po 3 dniach ile radości sprawia zwykly prysznic! Umyte, pachnące mydłem i powiewające puszystością włosów przechadzamy się po S., jemy śniadanko i wdrapujemy się na małą wyspę z latarenką morską ( a nie ma ich tu za wiele). Pogoda powala nas dalej, błękity i zielenie. Pod latarnią wyginamy się na powitanie słońca, to niesamowite, że znów grzeje tak, jakby nas pomyliło z jakimiś wyspami greckimi. Odkrywamy też znów, że Islandczycy nie są mistrzami wypieku pieczywa. No i zaiste miłą, portową mieścinę S. ktoś mocno skrzywdził futurystycznym kościołem. Chyba już mocno odbiłyśmy swoimi drogami z głównej trasy, bo przestałyśmy spotykać wciąż tych samych turystów w kolejnych miejscach. Fajne jest to, że na Islandii wszyscy są islandczykami. Nie można poznać skąd kto jest, wszystkie rejestracje są islandzkie. 



Bardzo staramy się to zagłuszyć, ale kolejne tabliczki informuja nas, że wracamy. Staramy się czerpać z tego dnia jak najwięcej, wydłużać chwile, ale wyskakuja z nas słowa "ostatni raz" "będzie mi brakowalo". Będzie brakowało tej przestrzeni, bardzo. Zatrzymujemy się w Borgarness, wypijamy kawę w miłym miejscu. "Waffle! Nie jadłyście waffli? Jesteście na Islandii od wczoraj?!" - mruży do nas oko dziewczyna, która prowadzi kawiarnio-kwiaciarnię. A więc wcinamy. Z bitą śmietaną i syropem, yummy! Wreszcie zgłebiamy dziś dzieje słynnego Egilla z "sagi o Egillu". Krwawe i surowe to dzieje, jak to na nordyckie i celtyckie opowieści przystało. Btw, to się wymawia Ejhitl. Yep, uwielbiam ten język, absolutnie! Umiem powiedzieć dzień dobry (sukces!). Nieustannie walczymy z wymową miejscowości. Połykanie spółgłosek na wdechu jeszcze kiepsko idzie, wydłużanie samogłosek powoli lepiej. Umiem już płynnie czytać Upplysingar (informacja turystyczna). Z wiadomości w radio wyłapujemy aż nazwy wulkanów. Jedna pani mówiła, że mają ubaw jak teraz prezenterzy w TV próbują wymówić Bárd(th)arbunga. 

Potem ruszamy do ostatniego wodospadu (z podejrzanie prostą nazwą) - Glymur. Przed wejściem mnóstwo napisów po islandzku, na pewno ważnych. Włazimy. Po drodze atrakcje się po prostu nie kończą! Islandia zaskakuje nas swoją różnorodnością do samego końca. (Na pewno te napisy o tym mówiły!) Czego jeszcze nie było? Przechodzenia przez rzekę po kłodzie, wchodzenia z linami i ślizgania się na kamieniach! Tak, to tez tu mają. Glymur jest tego wart, woda spada z 200 metrów, piękny. Dumamy na chwilę u góry, sięgamy wzrokiem po horyzont, wsłuchujemy się w szum spadającej wody, w plusk i łoskot. Potem okrążamy ostatni fiörd(th), piękny, lazurowy, uwodzący nas do samego końca. Tęsknijcie za mną, mówi, za moimi owcami i ptakami, skalnymi ścianami i łagodną zielenią trawy i mchu, za ścieżką drogi, która biegnie pod słońce. Za lazurem mojej wody i ciemnymi plażami. Za koniem potrząsającym grzywą. Będę tęsknić. 
Reykjavik 30 km. Masta, duże sklepy, dziwnie. Mijamy go pędem i jeszcze na chwilę wyjeżdżamy za niego. Pełen krąg zatoczony. 1330 km głównej drogi nr 1 plus wszystkie odbicia, nie wiem ile kilometrów. 
Ostatnie miejsce gdzieś w środku niczego, na odludziu, za miastem. Patrzymy w przestrzeń oceanu, zachodzi słońce. Daleeeko widać szczyt Snaefellsjökull. Po prawej gdzieś jest Reykjavik, z lewej migocze przyjazne światło latarni morskiej, do której już nie dojedziemy. W ogóle nie jesteśmy zmęczone jeszcze tą podróżą, spaniem w aucie, zimnymi nocami, gotowaniem w kubku, myciem się jak i gdzie się uda, połykaniem drogi, budzenie, się ciągle w nowym miejscu i bałaganem na tylnym siedzeniu. Chciałoby się jeszcze. Patrzę na porosłe kamienie dookoła. Las putas melancholicas. "Niepotrzebny na. Ten smutek, kiedy tyle pozostało w nas!" Szkoda, że towarzyszący nam przez wszystkie noce Jacek Daniel wczoraj podstępnie się skończył, dobrze nas rozgrzewał ten chłopak. 
Jutro oddajemy samochód i wracamy do miasta. Dobranoc, oceanie. 

Brak komentarzy: