Co tu znajdziesz

piątek, 20 maja 2016

Zwierzenia śląskiej kinomanki


fot. Kino Patria 

Zaczęło się od kina PATRIA w Rudzie Śląskiej, kina z 1937 roku. Ktoś nam już dawno polecał, wreszcie się wybraliśmy. Na początek miłe zaskoczenie - kupując bilet rzuciliśmy kostką, ceną biletu była liczba wyrzuconych oczek! Jest tam też miła kawiarnia, z napojami można wejść na salę (niestety z szeleszczącymi czipsami też... moja wielka bolączka kinowa... choć w sumie, kiedyś jeszcze się paliło papierochy, coś za coś!). Pod ścianą stoją wygodne kanapy, jest to piękna sala kinowa w starym stylu, choć może dawno nie odnawiana. Obejrzeliśmy tam Przypadek K. Kieślowskiego, z młodziuchnym Lindą, stary, doskonały film! Pomyślałam sobie z otuchą, że jeszcze można mieć fajny pomysł na stare kino, zachęcić, przyciągnąć, połechtać widza. Sala nie była pusta, pełen przekrój wiekowy. Przyjemny wieczór. 

Zwiedzając dalej stare śląskie kina wybraliśmy się wczoraj do zabrzańskiego kina ROMA (1912 rok!). Przepiękny stary budynek, czerwony neon nad wejściem, maleńka kasa, czerwona tabliczka z napisem "widownia". Na ścianach ręczne szkice architektoniczne budynku i jego historia. Za to byliśmy jedynymi widzami na wieczorny seans. "Dla naszej dwójki tylko wyświetlacie?" "Zwykle dla tylu gramy..." - odpowiada szpakowaty Pan. Oglądamy. W połowie filmu niespodzianka, film się "zrywa" (!) choć już nie jest odtwarzany z taśmy. Mimo wszystko nie jestem zła, tylko rozbawiona, gdy idę szukać operatora. Dwaj Panowie bardzo przepraszają i z okazji przerwy w projekcji zaczynają opowiadać. Że taśmy też już się rwały, ze starości, bo wysuszone. Kierownik sam ze swoich pieniędzy projektor kupił, żeby wyświetlać. Ściany też pomalowali sami w tej pięknej, wielkiej sali, bo pieniędzy nie było. Miasto nie dotuje, kino umiera. Udaje się uruchomić film i już do końca oglądamy. "Dobry film, prawda? Zapraszamy znowu!" - Pan żegna nas cały w ukłonach i przeprosinach. Robi mi się strasznie żal tego miejsca i tych, którzy wciąż jeszcze starają się go utrzymać. Okazuje się, że moi znajomi mają dużo dobrych wspomnień z tym miejscem, czy to randki, czy to zimowe kameralne seanse przy choince... Żal by mi było, gdyby kolejne takie miejsce zniknęło z mapy Śląska. 


W myślach próbuję ostatnio odpowiedzieć na pytanie "a co byś chciała robić?" - w sensie zawodowym. Na listę wciągam pracę w takim miejscu, ożywienie go jakoś, tchnięcie nowego kinowego ducha. Na przekór smrodowi popcornu, którego nie znoszę, na przekór półgodzinnym reklamom i super modnym repertuarom. Było sobie kiedyś w Łodzi kino Cytryna, w którym był katalog zniżek: żółte ubranie - minus 2 złote, masz ze sobą cytrynę - minus 1 zł od ceny. Wspominam je z sentymentem do dziś. Można zrobić takie miejsce przyjaznym, można działać, można... próbować. Ale czy komuś się jeszcze chce i czy komuś "z góry" jeszcze na tym zależy... by takie miejsce mieć?

W Gliwicach chodziłam do naszego jedynego studyjnego kina zwykle w poniedziałki - bo były tanie bilety w ten dzień, ale też - bo czas tak się układał. Niedawno włodarze postanowili, że jak każda instytucja kultury kino studyjne będzie w poniedziałki nieczynne. Ja rozumiem duże muzea i instytucje w wielkich miastach europejskich... ale Gliwice? Kino studyjne? Gdzie frekwencja chyba i tak nie powala na kolana? Naprawdę? Szkoda. Ostatnio na seansie za niemalże 20 zł w tymże kinie, na dużej sali (bo jest duża i mała) byłam... sama. Sama jedna. Tak więc za te 18 zł pracowała pani w kasie, bileter, pan ochroniarz i wyświetlony został film. W św. p. tanie poniedziałki trzeba było przyjść wcześniej, bo kolejka kończyła się przed kinem. Może jednak magia taniego biletu przyciąga widzów? Trzech za dyszkę to i tak więcej niż te moje 18... Dodam jeszcze tylko, że bardzo mię denerwuje, iż w okresie letnim owe kino jest nieczynne, kiedy ja właśnie w lecie lubię pójść do kina w ciepły wieczór albo w deszczowy dzień. Nie, nie jestem specjalistą od marketingu filmowego i działalności kina, ale to takie moje obserwacje z poziomu widza, który chciałby więcej i lepiej. I nie jest zainteresowany drogimi transmisjami z światowych oper (choć nie ma też nic przeciwko nim).


A może to po prostu brak konkurencji? Wiem, gdzie w Gliwicach wisi jeszcze ciągle ten stary neon, pozostałość po kinie Jutrzenka, które się tam mieściło. Obecnie w Gliwicach, jest JEDNO kino studyjne. A wiecie ile było? Dźgnęłam temat i zdębiałam. W przypływie fascynacji chciałam je opisać po kolei, ale ktoś już to zrobił ("co krok było tu kino"). Ale za to je wymienię: 

- Kino „Mikrus”przy ul. Dworcowej (podobno rząd dziesięciu krzeseł, ale tanie bilety!) 
- Kino Teatr X przy ul. Strzody (od 1890 roku, pierwotnie była tu gospoda ze stajnią! Czynne do 2009) 
- Kino Jutrzenka ul. Zygmunta Starego 34, jego neon wisi na budynku do dziś, można sprawdzić
- Kino Grażyna na rogu ul. Jana Śliwki i Szobiszowickiej (do lat 90tych)
- Nieistniejący budynek na placu Mickiewicza: „Schuetzengarten” (XIX wiek) „Stadtgarten”(1919) „Deulig - Palast” (do 1930) „Capitol” (do 1945, kiedy został zniszczony)
- Kino Apollo (dziś Biedronka...) róg ulic Wieczorka i Kozielskiej
- Kino Zryw ul. Dubois (lata 70te) przy Fabryce Drutu.
- Kino Casino, od roku 1975 i Kino Jowisz (dawne kasyno oficerskie, 1959 - ?) na rogu ulic Sowińskiego i Mieszka "Bywałem tam często. Zabawne, ale czasami wpadał na salę kinową dyżurny i wywoływał żołnierzy na jakieś zbiórki czy alarmy. Oglądałem tam np. drugą część Rockiego"
- Kino „Ustronie” przy ul. Wincentego Pola 11. (lata 70te) 
- kino funkcjonowało też w jednostce wojskowej przy ulicy Daszyńskiego, mała, kameralna sala do projekcji filmów. 
- Kino Montochemu "Szarotka" przy pętli tramwajowej na Trynku
- Kino Zorza - ul. Metalowców, dzielnica Łabędy
- Kino Panorama, (lub Kino Metalowiec) stare mdk Łabędy (Jedyna w tamtych czasach scena obrotowa, "zarówno ona i cała sceniczna infrastruktura chyba jest tam do dzisiaj, bo to zostało zamurowane, odcięte – mówił Andrzej Kaczmarek, dawny pracownik nieistniejącego już kina"
- Kino Bajka (funkcjonujące do dziś jako Kino Amok - Scena Bajka)
- Kino Wyzwolenie (niestety nic o nim nie znalazłam) 

Trzynaście lub czternaście kin. Przewinęła mi się też liczba 16 ale nie umiem jej potwierdzić. 
Ale nawet - trzynaście. Nawet jeśli w jednym czasie "tylko" 7 z nich działało. 
Dziś tylko jedno. 
Jak to możliwe... 
Wiem, że wiele czynników na to musi wpływać, że mamy kina domowe, że multipleksy zabijają, że się nie chce chodzić bo przecież telewizor jest powszechny, a bilety drogie. Ale naprawdę... aż tak bardzo... przestaliśmy je cenić? Chyba znów mam to poczucie, że urodziłam się "za późno" jeśli chodzi o epokę. Kina studyjne, wróćcie! You made me feel alive, but something died I fear. SOS. Z filmu High-rise, niezwykły cover. 


Cytaty pochodzą z forów internetowych oraz artykułu "Magazyn w kinie". 
Zdjęcie Romy pochodzi z artykułu, do którego link jest w nazwie kina.