Dzień pierwszy. Cygańska nuta.
Centrum miasta, noc, w którą trwały całonocne wystawy, warsztaty, otwierały się galerie, ludzie popijali piwka, snuli się i imprezowali. Tymczasem, na małym podwórku za MDKiem - inny świat. Świat, którego podobno już nie ma. Małe podwórko, nie ma tam trawki nawet, plac i krzesła. Kiedy przychodzimy na środku placu trwa ciut nudne przedstawienie w szkolnym stylu, pełne patetycznych cytatów i natchnionej recytacji. ALE. (podobno to, co przed ale się nie liczy!) Ale z boku Cyganie - rozpalili ognisko! Używam: Cyganie - bo sami tak o sobie mówili. Rodzinka przy ogniu. Częstują ludzi cygańskim bigosem, imprezują uśmiechnięci i wystrojeni. A w przerwach przestawienia i po nim... na podwórku śpiewał cygański król. To nie prawda, że wszystko przeminęło. TEN GŁOS pochodzi z dawnych czasów. I te melodie, i te opowieści, które tym głosem snują. Słuchałam w rozdziawieniu. O dziwo nie przeszkadzał mi nawet podkład łupiący na keybordzie. Przed królem wirowała pięknie kobieta w migoczącej spódnicy i szpilach (nie jestem w stanie określić jej wieku... cyganki mają w sobie urok dziewczyny i dojrzałość kobiety zarazem). Tacy współcześni Ci cyganie, no i nasi. I nieważne, że cykają foty komórkami, że nikt już nie ma patelni, które mogą cynować, że materiały na suknie już inne i nawet ten podkład łupcy-dupcy. Ale ich pieśni są ze starych dróg i z ognisk, które już dawno się dopaliły. Kiedy zaczynali śpiewać, byłam duchem gdzieś tam, gdzieś daleko. Tam gdzie dawno temu ich przodkowie wieczorem zatrzymywali się na postój i rozpalali ognisko. Magia. Onieśmieleni ludzie na ostatnie utwory ruszyli z nimi w tany. I to było dopiero PIĘKNE, kiedy panie w żakiecikach i dziewczyny na koturnach ruszyły w tan, w ten nie pozwalający siedzieć cygański rytm. Zabawowy ale... lekko żałośliwy w nucie. Taki prosto spod serca.
Dzień drugi. Opolsko/Dolno/Górno Ślązacy.
Pojechaliśmy do Opola słuchać pieśni Śląskich i ze Śląska. Pełen przekrój, starzy, młodzi. Zabrakło mi tam ino Śląska Cieszyńskiego do kompletu. Wpierw śpiewały dzieciaki i cieszyłam się, że uczyły się swoich, opolskich pieśni. Opolskie pieśni są piękne! Potwierdziły to potem występy Niezłych Ziółek, dziewczyn śpiewających tradycyjnie i Dziubków z Biestrzynnika. A Dziubki to niezwykłe dziewczyny, które pod mocnym głosem i ręką Pani Eryki śpiewają już od 75 roku! Taki śląski heksy, mocne głosy, charakterek taki z przytupem! Śpiewały pieśni o śląskim życiu, zamążpójściu i różnych takich tam perypetiach. Cud-miód dziewczyny, niektóre w okolicach 80ki! Łoj, jeszcze by niejedna pokazała co potrafi! A z głosem potrafią robić to i owo! Po nich nasze dziouszki, Wte i nazod pokozały jako sie na Górnym śpiewo. Pieknie, jak to one umio. Zupełnie inne te pieśni z Opolszczyzny i z Górnego. Inna gwara, ponoć opolska starsza. A potem przyszedł czas na Dolny Śląsk. Wyszły cztery dziewczyny z Pieśni Odzyskanych. Śpiewały pieśni reemigrantów, którzy wrócili na Dolnośląskie ziemie, głównie z Bałkanów, przynosząc ze sobą swoje pieśni. Jak dziewczyny zaczęły śpiewać... to po prostu opadła mi szczena i wbiło mnie w fotel. Dej boże tak śpiewać, jo se tak przaja! I mieć ta pamiynć coby te wszystkie zwrotki tak pamiyntać. Mam tylko nieodparte wrażenie, że z tych wszystkich pieśni czy to o wojnie, czy o zamążpójściu, spod żartobliwego czasem płaszczyka bije taki jakiś smutek... Pięknie było, oj pięknie. Gratulować takiego projektu Opolszczyźnie!
Bonus track: dwie godziny śpiewania z Izą i Michałem w samochodzie! Haaa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz