Przede wszystkim była kobietą z aparatem. Tym zachwycającym aparatem, który pozwala zrobić zdjęcie rozmówcy nie patrząc mu w oczy obiektywem. Idealne maskowanie, które pozwala podejść blisko ofiary. Jej kadry, jej reporterskie spojrzenie na świat... są idealne po prostu. Nie mogę się napatrzeć. Mistrzyni kwadratowego okienka. Wszystko w nim rozgrywa się tak, jak trzeba. Zatrzymane w nim twarze, zdarzenia, widoki. Idealne. Przypadek sprawia, że całe pudła z kliszami kupuje młody chłopak i zdziwiony tym, jakie są dobre - zaczyna szukać autora.
Uwielbiam sploty przypadków i historie, które pozornie są takie proste, natomiast, gdy podejmie się trud i poszpera w nich... odkrywa się perłę. Perła nazywała się Vivian Mayer. Była nianią, a żyjąc cały czas u boku różnych rodzin - żadnej nie stała się częścią. To w niej smutne. Była oryginalna, ekscentryczna, chodziła własnymi drogami. Uczyła tego dzieci. To w niej fascynujące. Na starość zdziwaczała, ale to mnie nie dziwi... wiele rysów charakteru, nadających fascynującą indywidualność gdy jesteśmy młodzi, może zdeformować się na starość i zapanować nad nami. Taki los ekscentryków, że są na to bardziej narażeni.
Kobieta idealna - ponieważ każdy ideał zawiera w sobie skazę, jakąś nieregularność, mroczną tajemnicę. To pociąga, to sprawia, że młody chłopak zaczyna szperać w jej historii. To jak dotykanie blizny... każdy z nas w pewien sposób lubi to robić... jest to przedziwne znamię naszej ludzkiej natury.
Wspaniałe fotgrafie. Niezwykła osoba. Trudna historia. Zobaczcie ten film. (Tytuł "Finding" to nie do końca to samo co"szukając"... ) A już koniecznie zobaczcie kadry Vivian Maier. I jej cudowne autoportrety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz