To miał być taki spokojny wtorek. Miałam tyle zrobić, zaległości nadrobić, obejrzeć, przeczytać, sprzątnąć. I wreszcie się wyspać.
Wpierw coś mi bardzo psuje humor. Ze złości gotuję dużo smacznych rzeczy.
Potem spontanicznie ktoś go naprawia!
Lodami pietruszkowymi i wodeczką do espresso (to nie błąd!).
Rajdem po Rudzie Śląskiej i najpiękniejszą tęczą w tym roku.
Wiecie, garnek złota zakopany jest gdzieś w RŚ! Szukajcie!
Wieczorem zapoznaję sąsiadów z Azisem, jest mi potrzebny do dobrego tempa ćwiczeń.
Kiedy już myślę, że dzień się powoli kończy bilansem na plus, a nocą nic mnie nie zaskoczy - zaskakuje.
Wiele słów, butelkę cydru i bardzo kwaśną galaretkę później zasypiam spokojnie.
Uśmiecham się przez sen.
Bilans wyrzuconych i wpadniętych ciem wychodzi na zero.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz