Przyjeżdza do mnie moja miła współislandka i robimy próbę generalną pakowania. Upychamy, ugniatamy, kombinujemy, rezygnujemy, dzielimy, przekładamy lub odkładamy. I mimo, że nie lubię pakowania, (polecam cospakowac.pl) to jest to nad wyraz przyjemne. Gadamy, rzecz jasna. Planujemy trasę, wydatki. Oczyma wyobraźni już tam jesteśmy, jaramy się. Debatujemy nad ilością koszulek. Dużo śmiechu, tyle radości! Jest tak jak ma być, jest dobrze! Aż nie wierzę w to wszystko, co się dzieje. Aż się trochę boję, że jak coś za dobrze... ale nie, nie myślę o tym. Może po prostu. Isl-dreamland coraz bliżej. Ultima thules.
A dziś krzątam się i piekę ciasto na jej urodziny. Krążę prawie w niczym po domu, potykam się o psa co rusz, piekę ciasto robiąc niesamowity bałagan (jak chujowa pani domu) i słucham głośno muzyki. I jest leniwa sobota, pierwsza od kilku tygodni, którą spędzam w domu, sama ze sobą. I jest mi z tym dobrze!
I jeszcze tylko trochę się denerwuję, bo wieczorem ma być debiut... można trzymać kciuki. Tymczasem lecę, bo już po mnie jadą. Oj dana dana jadą!
2 komentarze:
... i się smuci brakiem debiutu, i ma się trochę do siebie żalu, ale może jednak na spokojniej będzie lepiej; może to jest to jedno, co akurat miało nie pójść zgodnie z planem... a ciasto przepyszne, podkradałam się tam z nożem i co rusz niegościnnie sama dla siebie kroiłam trójkąty... i choć burze nie nadchodzą, a tak by się przydały, to znowu tyle wszystkiego, tak pstrokato, dziękuję!
myślę, że tak miało być po prostu :-) nie ma się co smucić ani ani! I też dziękuję za magiczny wieczór! :-)
Prześlij komentarz