Jest takie miejsce, gdzie czuję się dobrze, tak po prostu. Gdzie każdy może być sobą, gdzie ludzie są uśmiechnięci, radośni i pozytywni - choć czasem z zupełnie różnych bajek. Gdzie szaleństwa pod sceną niezależnie od wieku, płci i ubioru, nawet w gumowcach (aż do odcisków). Gdzie określenia "baba" "suka" "wsiura" nikogo nie obrażają! Bo wszyscy Jesteśmy ze Wsi , a Kultura jest Babą! Gdzie mogę chodzić trzy dni boso (pomijając epizody gumiaczane) i to jest cudowne! Gdzie ktoś, kto chce, może sobie poubijać masło i podyskutować o tym z kolegami. A jak nie chce - to nie musi i hajlajf (to taka idealna metafora kobiecego zróżnicowania i wolności). Każdemu co lubi. Ciastko albo ogóreczek. Gdzie jest też piękny, ogromny mural. Gdzie gotują wege i jest Koło Gospodyń Wiejskich, które sprzedaje ogóreczka z gratisem, żeby nie było, że totamto. Gdzie (tym razem) słońce i trawa, jupii, gdzie leżę i macham nogą. Gdzie kozacy dają jedenastogodzinne koncerty (sic!). I nawet psy o imieniu Furia są tam łagodne jak baranki! Niebo? Nie, to Folkowisko!
Koncerty, opowieści, warsztaty,
śpiewy, spontaniczne muzykowanie, rozmowy, spotkania, zabawy, gry i rajdy - jak
to się wszystko udało zmieścić w trzy dni? Ba, nawet w tej wyliczance pojawia się to tu to tam - sen, heh. To wielka zagadka, na Folkowisku
czas płynie po prostu inaczej i mimo tylu wydarzeń nie ma tam pośpiechu ani zdenerwowania.
Był za to czas na zastanowienie się nad
poważnymi kobiecymi tematami, na mnóstwo rozmów (a wciąż za mało!), na relaks i na zabawę. Na szaleństwa koncertowe, na śpiewy do rana, na spacer na cmentarzyk. Na prawie - zaśnięcie na progu cerkwi przy śpiewach cerkiewnych, na tenisa z dzieciakami, na układanie przyśpiewek. I znów wszystko układa się samo i kręci wokół siebie, jak ja to uwielbiam! Bo: cudne zaskoczenia: mój Śląsk Cieszyński tutaj? Wpierw umiem odpowiedzieć na pytanie:: czy jeszcze gdzieś i w ogóle w Polsce wystawia się tabla na ukończenie szkoły, na wystawach sklepowych?! TAK! Ja wiem! Haaa! Potem projekt Fundacji Dobra Wola z opowieściami kobiet ze Śląska Cieszyńskiego. Rozpoznaję dwie znajome twarze na filmie. Wzruszam się. Idę do dziewczyn na warsztaty. I znów - opowieści, historie życia. Same znów do mnie przychodzą. S-a-m-e. Znów znaki. A do tego uświadamiam sobie jedną rzecz - że jakkolwiek od niego nie uciekam z powodów różnych, wciąż jestem z Cieszyna i mówię to z prawdziwą dumą małego patriotyzmu. A potem jeszcze opowieści różnej treści snują Opowieści z Walizki, znów opowieści. Znów i znów. Nie ucieknę od tego. Z dalszych miłych zaskoczeń: to Ty jesteś Panią Ruuuzgą?? Ale czad! I moja wymarzona koszulka z lirą korbową: bo trzeba mieć korbę - wreszcie będzie moja! I powiedzcie, że nie tak właśnie miało być? Są takie rzeczy, które odkładam, z przekonaniem, że same do mnie jakoś przyjdą. I przychodzą!
Jeszcze o debacie „Kultura jest babą? Zaangażowanie kobiet w działalność społeczną i kulturalną na wsi i w mieście”, w której jako goście wzięły udział aktywne kobiety działające dla wiejskich społeczności. Organizatorzy świetnie dobrali gościnie, bo społecznice działają na różnych polach. Było wielu słuchaczy, którzy dynamicznie włączali się w dyskusję (delikatnie mówiąc, bo to trudne tematy i czasem punktów zapalnych nie udawało się uniknąć) z zaproszonymi gośćmi. Rozmawialiśmy o roli kobiety na wsi, o problemach jakie spotykają kobiety w swojej działalności, o stereotypach wpływających na wizerunek wiejskiej kobiety. Najważniejszym wnioskiem z dyskusji wydaje się być wezwanie kobiet do przełamania barier i podejmowania działań, a także chęć współpracy i wsparcia pomiędzy sferami, które pozornie są nastawione do siebie wrogo: kobiety i mężczyźni, miasto i wieś. Pozornie. Podkreślę to jeszcze raz: pozornie. I proszę, nie dajmy sobie wmówić, że aż tak bardzo się od siebie różnimy. Owszem, różnimy. Ale najpierw jesteśmy ludźmi. I przede wszystkim, musimy próbować wszyscy zrozumieć i wysłuchać siebie nawzajem, i sobie pomóc. O różnicach to możemy sobie poukładać zadziorne przyśpiewki, co zresztą uczyniliśmy - również po to, że obśmiane i wyśmiane przestaje być takie groźne!
No to wspomnę na koniec, że świetnie nam grali i śpiewali: Same Suki, Hudacy, Niespodzianki & Strojone, Blokowioska, Hadra, Koromysło, Nie Ten Dzień, Kuba Blokesz & Open Space Spontan.
I najlepszy koncert festiwalu i wielkie odkrycie, jak chłopaki dają czadu! Joryj Kłoc ze Lwowa czyli „Daj Boże Etno Hip Czort Hop”! Brawooooooooo! (Dammn it. Nie wpisałam się na listę kolejkową ludzi chcących spędzić pokoncertową noc z wokalistą.)
Taka atmosfera,
tacy ludzie i takie harce z przytupem – tylko w Gorajcu! I tylko tu - Polonez w środku nocy na festiwalowym placu. Po tych kilku dniach wracam jak z długiego wyjazdu na koniec świata, odpoczęłam na 200 %, baterie naładowane. Całą drogę z nami jadą kozackie rytmy, w kółko, aż do porzygu, nogi chodzą same, kierowca musi przecież nie spać! Kawałek za Gorajcem, wjeżdżamy w oberwanie chmury, potoki wody i grad - ktoś tu jeszcze nie wierzy w takie znaki??
Co zrobić, żeby tak pozytywnie i dobrze było cały rok? Jak żyć?
Wiecie co wsioki Wy moje z Gorajca i z bylekąd, ze wszystkąd!? Jak ja już łokropecznie za Wami tęsknię!
Do zobaczenia za rok!
Foti 2: Mua & friends
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz