Co tu znajdziesz

czwartek, 10 lipca 2014

Pogodynka!

Aura pogodowa działa na mnie ogromnie, silna meteopatia powoduje, że działam na baterie słoneczne. Jestem w taką deszczową lipcową pogodę senna, nieco marudna i zmierzła. Ciągle pada, chmura od trzech dni leży mi na czole i uciska mi powieki, które opadają pod jej naporem. Jeszcze dwa dni temu na wyjazd zapakowałam same zwiewne bluzeczki i liczyłam na leżenie w słońcu na trawie. Wczoraj poszłam pożyczyć kaloszki i wyciągnęłam z szuflady getry... ale to nic, nie dam się, nie dam! Bydymy tańcować w kaloszach! Bo w tym roku jak bum cyk cyk zamierzam mieć dobry humorek na tym fajnym festiwalu! Myślami już jestem w drodze, rajzefiber mnie ogarnął! Folkowisko ponad wszystko!

Z okazji pogody książka 13sta. Również dlatego, że jeśli autor nie jest w drodze - spotkamy się na festiwalu! Do tej pory to najlepsza książka Stasiuka, jaką zdarzyło mi się przeczytać i najlepsza jak dotąd książka jaką przeczytałam w tym roku. Myślę, że ma spore szanse utrzymać tą pozycję. Bardzo mi odpowiada tematycznie, tempo przeplotu opowieści też mi odpowiada. No i jakoś tak mi blisko do jego przemyśleń. Dziękuję mojej Milk-sister Uli, która mi ją sprezentowała! Strzał w dziesiątkę sister! Ty wiesz co lubię! 13. Andrzej Stasiuk: Nie ma ekspresów przy żółtych drogach. 

Trzymając się dziś tematów związanych z aurą, zacytuję ulubiony fragment. Ge-nial-ny! Podpisuję się wszystkimi kończynami! Jest taka anegdotka o tym, że w Anglii się dziwią reakcji Polaków na pogodę. Jak Polak przychodzi do pracy nie w humorze, to mówi że złe ciśnienie jest. I to biedne ciśnienie wszystkiemu winne, bo za niskie, bo skacze, bo za wysokie, bo muchy w nosie, bo zupa za słona. Jakby każdy Polak barometr w zadku miał i codziennie odczytywał wahania! TADAM! Oto sekret!
Trzy dni temu było plus piętnaście stopni, a dzisiaj jest minus siedem. Powinniśmy być traktowani jak trochę niepełnosprawni, powinniśmy być częściowo zwolnieni od jakichś podatków albo ktoś powinien fundować nam sanatoria. Jakie pojęcie o naszym życiu może mieć Włoch, nad którego ojczyzną słońce nigdy nie zachodzi? Albo Brytyjczyk, który od dnia urodzin aż po grób spokojnie moknie? Albo Szwed na wieki wieków uwięziony w swoich śniegach i lodach? Cóż mogą wiedzieć o wahaniach ciśnienia i wahaniach nastroju? Kładąc się spać, wiedzą, jaka pogoda ich obudzi. My tymczasem żyjemy jak na wulkanie. Zwłaszcza teraz, w marcu, gdy jesteśmy u kresu sił fizycznych oraz umysłowych. Wszyscy na wschód od Łaby powinni dostawać prozac. Nigdy nie byliśmy chrześcijanami ani monoteistami, ani nawet agnostykami. Do tej pory jesteśmy czcicielami słońca, jesteśmy poganami i jeśli coś naprawdę nami rządzi, to właśnie zmiany pogody. Wyże i niże baryczne.
Żeby w ogóle przetrwać, powinniśmy porzucić nasze strony i udać się na poszukiwanie meteorologicznej ziemi obiecanej. Niestety, wszystkie przyzwoite krainy są już zajęte. Dlatego zostaniemy na miejscu i będziemy działać na nerwy bardziej zrównoważonym sąsiadom. Słowiańska histeria, węgierska depresja i rumuńska paranoja to nasze specjalności, to nasze znaki rozpoznawcze i powinniśmy je opatentować. Ba, powinniśmy te stany eksportować do jakichś zrównoważonych i znudzonych krajów, tak jak eksportuje się kokainę, heroinę i amfetaminę. 

Brak komentarzy: