Nie nadążam za upływającym czasem. Dlatego też troszkę spóźniona druga migawka z majówki. Miles away, tam gdzie (podobno) mieszka zimny front. To się stało samo! Uwielbiam te sploty zdarzeń. Spotkanie z Baśniami, komiksy, herbata w czajniku. Jakaś nić porozumienia, nagle odczuwalna bratniość dusz, intuicja, która nie zawodzi. Potem przychodzi maj, nagłe zmiany planów. Jakaś droga nie wychodzi z ważnych powodów współpiechura, z daleka ping! zaproszenie. Szybka decyzja, mały plecak, który jest bardzo pojemny. "Taka samotna wyprawa?" "Samodzielna, ale nie samotna" - odpowiadam z przekonaniem i dumą. Przesypiam drogę w autobusie, więc chyba nie denerwuję się aż tak bardzo. Uśmiecham się dodając otuchy tym, którzy boją się bardziej (Proszę Pani, a czy to tak ZAWSZE się czuje?)... o ile ten uśmiech dodaje im otuchy, a nie tylko ich wkurwia, kiedy zaciskają pięści, zamykają oczy i starają się po prostu przeczekać ten moment. TEN moment, kiedy nagle koła przestają toczyć się po ziemi.
A potem już tylko przyjazność, bliskość. Rozmowy o wszystkim. Niesamowita ilość spacerów - odkrywam, że w poprzednim życiu musiałam być psem - tak bardzo mnie cieszy zabieranie mnie na spacerki. Nic tylko czasem porzucać mi patyczek! Pogoda sprzyja (bo pogodę trzeba mieć w sobie!), czasem wiatr porywa nasze słowa i niesie je w morze. Cieszę się wszystkim i tą przyjaznością, i rozmowami, podobieństwami i różnicami. I że nagle zastaje nas świt, i goły tyłek sąsiada z naprzeciwka okrągli się jak księżyc nad górami. I tym, że następnego dnia Vikingowie opalają już swoje nagie tyłki, kiedy ja ledwo ściągam buty - ale nie sweter! I że moczymy nogi w północnym morzu, i deptamy po jasnym piasku, i że obce formy życia leżą spokojnie obok moich stóp, porozumienie ponad gatunkami.
Na plaży próbuję wypatrzeć Szkocję, a potem leżę u Szkota na werandzie w słońcu i jest mi po prostu dobrze. I wszystko cieszy, i morze, i skały, i wiatr i jego brak, i plumkanie na trzy chwyty i pies zawsze gotowy do zabawy i włóczenie się w deszczu po portowym mieście, i avokado ze słodkim serem, i wszystkie historie tak zawiłe, że nie wiadomo czy się śmiać czy czasem płakać. "Ale ty się fajnie jarasz!" mówi moja opiekunka z zadowoleniem. I nic tylko całować te vikińskie stópki za tą opiekę! Żegnamy się tak długo, jak możemy znów się nie zobaczyć. Macha mi z uśmiechem i pędzi w ten poukładany skandynawski świat, który przez kilka dni na wszystkie strony analizowaliśmy. "Kiss & Fly!" żegna mnie drogowskaz na lotnisku. Znów zadziało się coś magicznego, co nagle i bez powodu po prostu łączy ludzi. Mięta dusz. I cieszę się z tego jak głuptas!
Na plaży próbuję wypatrzeć Szkocję, a potem leżę u Szkota na werandzie w słońcu i jest mi po prostu dobrze. I wszystko cieszy, i morze, i skały, i wiatr i jego brak, i plumkanie na trzy chwyty i pies zawsze gotowy do zabawy i włóczenie się w deszczu po portowym mieście, i avokado ze słodkim serem, i wszystkie historie tak zawiłe, że nie wiadomo czy się śmiać czy czasem płakać. "Ale ty się fajnie jarasz!" mówi moja opiekunka z zadowoleniem. I nic tylko całować te vikińskie stópki za tą opiekę! Żegnamy się tak długo, jak możemy znów się nie zobaczyć. Macha mi z uśmiechem i pędzi w ten poukładany skandynawski świat, który przez kilka dni na wszystkie strony analizowaliśmy. "Kiss & Fly!" żegna mnie drogowskaz na lotnisku. Znów zadziało się coś magicznego, co nagle i bez powodu po prostu łączy ludzi. Mięta dusz. I cieszę się z tego jak głuptas!
I tak jak miło patrzeć z góry na morze i chmury, tak też miło postawić stopy z powrotem na twardym gruncie - i uścisnąć przyjaciela, który mocno stoi na ziemi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz