Co tu znajdziesz

poniedziałek, 8 września 2014

Ogień nie muzyka!


W tym sezonie nadaję naszej włóczęgowskiej ekipie tytuł łowców małych folkowych festiwali dziejących się gdzieś... in the middle of nowhere. Nawet mi się trochę nie chciało jechać, wszak dopiero co wróciłam... ale jak tylko ruszyliśmy w drogę, poczułam znajomą radość z połykania kilometrów! Ekipa ŁMFFgnKŚ odnalazła jakoś Barcice tuż za Starym Sączem, gdzie odbywał się festiwal PANNONICA - i zaległa tam radośnie, kolorowo i leniwie. I pasła się muzycznie na zielonej trawce, a czasem rozjeżdżała na błotku. 

Piątek niestety muzyką nieco mnie rozczarował, ale dopełniły wrażeń nocne tańce z Serbami (z którymi w widoczny sposób trwała intensywna wymiana międzykulturowa) oraz białe śpiewy przy ognisku <3. I wiecie co? Dotyk kontrabasu i dudniące plum plum - to jest to! Kłaniam się Mikołajowi w podzięce. A także snujący się przy ogniu, razem z dymem, dźwięk trąbki nad ranem... mmm , uczucie bezcenne! No i cały tłum śpiewający z nami na cześć urodzin zwabionej podstępnie pod scenę ofiary! 

Nasza mała cyganeria w niekomplecie


Sobota już nie rozczarowała i moim wielkim odkryciem muzycznym mogę śmiało nazwać Kapelę Timingeriu! Aż miło patrzeć, kiedy muzyk gra nie tyle na instrumencie, co całym sobą, nogą, którą przytupuje, ekspresją ciała, rozwianą nieco fryzurą. 
No a gwiazdy wieczoru, czyli Boban i Marko Markowicz Orkestar... szaleństwo, moje nogi same tańczyły! I widzę mocno różnicę, pomiędzy gwiazdorstwem w obyciu scenicznym, które mocno mnie drażniło w pierwszy wieczór, a byciem gwiazdą przez po prostu granie dobrej muzyki! Boban i Marko pokazują klasę w uśmiechach, w kontakcie z publiką, w oklaskach i ukłonach, w słuchaniu się nawzajem podczas gry w zespole. Doskonale się ich oglądało na scenie, doskonale! Trębacz ich jedynie nie trzymał już aż tak fasonu  poza sceną, składając niewyszukane propozycje okołomatrymonialne, zaczarowany długowłosą blond-urodą. Więcej zdjęć możecie zobaczyć tutaj

Hafto foto:Tomek Siuda

Oprócz koncertów działo się wiele, były warsztaty Żywej Pracowni, warsztaty taneczne, kusiły pyszne specjały lokalne i bałkańskie (NIE pijcie za wiele Serbskiej śliwowicy!), hejtstopy stopowały, wieczorami działy się ogniska z muzyką i nocne rozmowy. Dodam jeszcze tylko, że haftowanie na drzewa(ch) może być przyjemne (w odróżnieniu od haftowania na płoty) i bardzo przepraszam za kryptoreklamę pewnego piwa, ale modelki były wspaniałe! 


I wiecie co jeszcze? Łakomczuch dochodzi do głosu i zdradzę Wam sekret. W Starym Sączu na ślicznym rynku jest Bar Kawowy z doskonałą kawą i lodami, i prawdziwą bitą śmietaną, którą się dostaje w osobnym kubeczku . Mniamć.

Brak komentarzy: