Jeszcze nie wiem, jak opowiedzieć dwudniowe warsztaty śpiewu białego z OVO. Gdybym miała je opisać wrażeniami i odczuciami, powiedziałabym: ciepło, bezpiecznie. Mimo że sala w labiryncie starej szkoły taka, że głos nie sięga sklepienia (ale za to jakie ogrooomne okna!), mimo że krzesła twarde, mimo że w tak krótkim czasie trudno się tak bardzo otworzyć przed nowymi, obcymi osobami. Ale śpiew to klucz do skorupy ostryg. A trzymają go Marzena i Witek, którzy umiejętnie podważają nim nasze skorupki, szukają szczelin, przez które naturalny, biały głos może się z nas wydostać na zewnątrz. Jak światło, wyobrażam sobie to jako światło, które mamy schowane wewnątrz i które powoli zaczyna z nas promieniować, na innych, na grupę. I łączy. i znów mnie wy- łączyło z rzeczywistości, weszliśmy w mityczny czas. Nie mogłam uwierzyć, że te godziny tak szybko mijają, nic prócz naszej małej wspólnoty nie było w tym czasie ważne.
"Potraktuj siebie, jak swojego najlepszego przyjaciela. Czy najlepszemu przyjacielowi powiedziałabyś, że beznadziejnie to zaśpiewał albo, że na pewno nie da rady?" Łatwo wybaczać błędy innym, czemu tak trudno sobie? To chyba najważniejsze co z tych warsztatów wyniosłam. Oprócz głosów, oprócz spojrzeń, oprócz delikatnych dotyków i słów, które opowiadają historie. Oprócz tylu godzin pracy nad sobą i swoim głosem. To nie tak, że wszystko szło idealnie. Ale dziękuję całej grupie, za to niezwykłe wsparcie, które sobie dawaliśmy. Super to zaśpiewałaś, dajesz radę! A mówiłaś. A mówiłam. Jeszcze na warsztatach z Jurą w grudniu mówiłam: Jura, nie dam rady tego zaśpiewać. Ale przecież nie wszystko idzie łatwo i prosto, chyba trzy lata zajęło mi dojście do punktu, w którym odważyłam się na próbę wydobycia z siebie czegoś więcej. Tego co nie jest komfortowe, wygodne i w naturalnej dla mnie, niskiej barwie. Tego co wymaga wysiłku i spięcia się od końca pięty do czubka głowy - ale też daje piękny efekt! Mimo marzeń o męskich pieśniach kozackich wybrałam grupę kobiecego śpiewu. To jak świadomie wybrać w sobie kobietę i przestać zaprzeczać, że tyle jej we mnie jest.
Ale to nie tylko moja zasługa, to zasługa Marzeny i dziewczyn, i ich wspierającej obecności, podawania dźwięku jak pomocnej dłoni, kiedy mnie brakowało powietrza albo gubiłam melodię. Harmonii głosów, wspierających spojrzeń i tego, jak same zdobywały się na odwagę, by wydobyć z siebie głos. Fundacja OVO robi coś niesamowitego, nie tylko uczy nas pieśni. Otwiera nas jak muszle, sięga wgłąb, w samo serce i dotyka nas ciepłem. I wtedy zaczynamy śpiewać. Sami z siebie, po prostu.
Ale to nie tylko moja zasługa, to zasługa Marzeny i dziewczyn, i ich wspierającej obecności, podawania dźwięku jak pomocnej dłoni, kiedy mnie brakowało powietrza albo gubiłam melodię. Harmonii głosów, wspierających spojrzeń i tego, jak same zdobywały się na odwagę, by wydobyć z siebie głos. Fundacja OVO robi coś niesamowitego, nie tylko uczy nas pieśni. Otwiera nas jak muszle, sięga wgłąb, w samo serce i dotyka nas ciepłem. I wtedy zaczynamy śpiewać. Sami z siebie, po prostu.
"Wierzymy, że śpiew jest umiejętnością dostępną dla każdego człowieka i że najwięcej satysfakcji daje śpiewanie w grupie – śpiewanie oparte na uważności i umiejętności współdziałania. Muzyka tradycyjna zakłada istnienie pewnej społeczności – nie jest nastawiona na kształcenie solistów, ale na budowanie więzi."Na te warsztaty wysłałabym wszystkich, którzy nie tylko chcą się nauczyć tradycyjnie śpiewać, ale wszystkich, którzy chcą przeżyć coś niezwykłego, wspólnotowego i otwierającego. Wszystkich smutnych, nie wierzących w siebie, tęskniących za czymś, nie wiadomo czym, również wszystkich energetycznych i otwartych też, żeby mogli się nawzajem zarażać energią. Asia w niedzielę nazwała to: Spotkaniem. Przez duże S. Z innymi, z samym sobą też. Dobrze to ujęła.
* Wszystkie zdjęcia robiła Fundacja OVO
1 komentarz:
oj u poli .)
Prześlij komentarz