Bardzo lubię spontaniczne wypady "za miasto", nagłe spotkania z "bandą świrów" czyli ciekawymi ludźmi, których się widzi pierwszy (no góra drugi) raz na oczy, a spędza z nimi cały dzień gotując w wielkiej kuchni, pogadując, truchtając na grzbiecie konika, pijąc trunki i tańcząc do rańca wygibasy przy kanadyjskim piecu. I paląc ognisko, przy którym rozmawia się o tym, jak przełamywać fale na Spitzbergenie, jak pozytywni ludzie są w Ugandzie, o problemach świata i o ... filozofii! Lubię też czas, kiedy z WS jest po prostu dobrze, bo ostatnio musieliśmy sobie sporo powyjaśniać, a teraz czule, przytulnie, ciepło. Odtajanie, zejście napięcia z barków. Zaczęłam wreszcie chodzić na jogę, co mnie bardzo cieszy i odpręża, Ania zapytała mnie ostatnio: nie chcesz czy nie umiesz rozluźnić szyi? Poniżej bonanza i joga z Lulkiem (foti made by Danka i Kostek)! Tadaaaa! Wiosnaaa! Leszczyna ma już ślicznozielone ciciki! Wspaniały czas.
Tam, w tym fajnym multikulti miejscu po raz kolejny stwierdzam, że bardzo ciężko rozmawia mi się z ludźmi, którzy mają swoją jedyną rację, wszystko wiedzą lepiej - to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest, kiedy ta ich Prawda jest jedyna i mówią do mnie "zrozum" i "ale tak jest. to jest Prawda" w sposób nie dopuszczający innej opcji. A już teren wyznaniowy w takiej dyskusji to ciężka orka na ugorze. Podjęłam, poległam, uciekłam. Starałam się nie dać i szanować rozmówców jednocześnie. Oj ciężko.
Weekend miły i fajny, towarzystwo fajnych ludzików, artystyczno-podróżniczego zbiorowiska, małych czułości, słońca i rogalika księżyca, ptaków, kotów, psów, przestrzeni z grzbietu konia, ognia. Dobrze, pozytywnie, regenerująco! Nawet nie przeszkadzało mi, że WS wyciągnął nas bladym świtem ze śpiworów i wsadził do autka. Gdyby nie to, nie zobaczylibyśmy tak pięknego wschodu słońca, rodem jak z Afryki, wielkiej różowej kuli i pasm mgły snujących się wokół drogi. A wiecie, że Polacy i to Gliwiczanie (chyba nie zmyślam?) wynaleźli kształt rogalika - pieczywa? Pono, jak Sobieski szedł na Turka i się tu zatrzymał, to upiekli mu wtedy bułki w kształcie tureckiego półksiężyca. Niezła historia!
Rozluźniona i pozytywnie nastawiona zaczynam poniedziałek. Niestety odpalam internety i przyjmuję jak obuchem porcję hejtu wypluwanego na Oskara dla filmu Ida. Wiem, to tylko internety, ale i tak... czy naprawdę zasłużyłam, żeby ktoś obcy napisał mi, że "gówno żrę"? Potem mi trochę wstyd, że dałam się sprowokować i sprowadzić do poziomu rozmówcy. Zawsze się zastanawiam, czy tenże ktoś tak prosto w oczy też by mi to powiedział. Chyba obawiam się, że tak, że ludzie aż kipią od negatywnych emocji. I znów ta jedyna Prawda. Potem poniedziałek się toczy jak głaz, godzinę po rozpoczęciu pracy zaczyna mnie boleć żołądek.
I nie mogę powstrzymać myślenia o tym, że wszyscy (lub niemal wszyscy) tam w Nowinie obecni, tkają swoją rzeczywistość inaczej. Nie boją się aż tak jak ja, zmiany pracy, utraty stałego zatrudnienia. Czemu ja aż tak się boję? Ktoś robi biżu z miedzi, ktoś ma fotoatelier, ktoś domy z gliny, ktoś taki czy inny projekt, ktoś w samochodzie w podróży składa książki. I sama nie wiem, czy myśleć o tym, jaka ze mnie strachliwa biurwa pospolita czy jednak sobie wmawiać dalej. że to nic takiego, że przecież tylu ludzi pracuje w pracach, które po prostu trzeba wykonywać, praca to praca, w kosmos tym nie polecisz. A potem ZNÓW myślę sobie, że właśnie marnuję swój najlepszy czas, czas kiedy jestem zdrowa, silna i poradzę sobie, nawet bez tego cholernego etatu. Odwago, gdzie jesteś? Ile jeszcze lat musi minąć, zanim zrobię krok...? Nie wiem.
Niech podsumuje to Alaska i jeden-z-kotów, ona ma najlepsze podejście do życia. Ziieeew....
(Foto pięknego kanadyjczyka Bruna uczynił Kostek.) Myśleć pozytywnie, cieszyć się słońcem i dobrymi rzeczami, ot co. Choć tak cholernie łatwo mi wpaść w czarne pętle myśli. Wczoraj zaczytałam się i koncertowo zjarałam garnek. Na śmierć. Ot, takie pierwsze doświadczenia z ciecierzyczką i najnowszą księgą Pani Tokarczuk. Oj tam, jak wiadomo nie ma tego złego! Przypomniałam sobie dzięki uroczemu swądkowi, jak bardzo lubię zapach palącej się, suszonej mięty. A także obejrzałam doskonały film Viviane chce się rozwieść, Izraelski, na który nie wybrałabym się, gdybym nie musiała wietrzyć mieszkania, heh (i który bardzo znów ustawił mnie do pionu). Always look on the bright side of life!
2 komentarze:
Młodość zbyt szybko przemija. potem jest coraz trudniej...na odwagę. Nie bój się. nabierz powietrza w płuca i zacznij biec. biegnij Pstrokata, biegnij! "jak nie teraz, to kiedy?"
Nie chcę Ci truć, że każdy medal... ale tak jest. Mam świetną pracę, pracuję bez umowy. Wynajęłam ładne mieszkane, które jeszcze nie wiem, czy będę miała czym opłacić. Jestem w nowym mieście, w którym nie mam "świrów" do spontanicznych wypadów.
Masz pracę, która pozwala Ci na realizację pasji - i zostawia na nie czas. Masz energię, którą przyciągasz inne energetyczne osoby. Masz talenty, które rozwijasz, masz jogę, filmy, rękodzieło.
Każdy medal...
Nie mówię, że lepiej nie próbować. Lepiej próbować! Ale i widzieć to, co się ma. Zobacz to.
Prześlij komentarz