Tak to czasem jest, że się dużo weźmie na głowę, a potem próbuje ogarnąć. Bynajmniej nie chodzi tu o kociokwik świąteczny, bo ten mnie nie dotyczy, dzięki... hm, bogom nie pasuje, może gwiazdom i rozgwiazdom. Są też czasem takie dni jak wczoraj, kiedy się usiłuje sprzątaniem zabić natręctwo myśli. Słuchajcie, uprałam zasłonki kuchenne. Źle ze mną. I kiedy wczoraj skończyłam szorować wannę o godzinie 23:40 i nadal nic to nie dało w dziedzinie emocji... no cóż.
Nie wiem dlaczego, z wiekiem (moim, nie XXI) coraz bardziej się obawiam wystąpień publicznych, zżera mnie stres. Kiedyś tak nie było, teraz ściska mi się gardło i drżą mi ręce. Robię to mimo to, bo trzeba siebie opanowywać, ale dużo mnie to kosztuje. Dziwi mnie to, dziwią mnie te reakcje mojego organizmu. Obserwuję, notuję, walczę.
Kiedy mi naprawdę źle wracam tam, na księżyc na wyspie. Wiem, że tam teraz śnieg i wulkaniczny pył. Ciemno (ale zorze!). Ale stoję tam, na tym czarnym pustkowiu, przewiewa mnie wiatr. Za mną stoi zielony samochód, to symbol tych, którzy są mi bliscy i są blisko - a jednak za szybą, nie mogą dotknąć moich emocji, nie mogą być ze mną w środku mnie.
Może nie o tym, ale o innych doświadczeniach NASZEJ wyspy opowiemy już w sobotę. Czekam na to, jaram się. Obawiam się, denerwuję. Wybieram zdjęcia, odświeżam nazwy, które szybko uleciały z głowicy. Szukam w sobie tamtego spokoju. Apeluję do wszystkich Trodli i Hidden Ludzików - trzymajcie kciuki! Halda fingurna yfir! W sobotę o 15:00 należy je trzymać. Dla tych co nie będą, a tu zerkną - kilka wisienek z torciku.
May the Island be with us!
<chora na przestrzeń>
2 komentarze:
Jest w palnie moja obecność w sobotę. Już nie mogę się doczekać:)
cieszę się ! :-)))
Prześlij komentarz