Pomyszlajte czyłowieci wsiakij czas o smerti.
Skilkib ne żyw na cim switi, treba bude wmerty.
Bardzo, bardzo mi odpowiadają tradycyjne, ludowe pieśni żałobne, pośmiertne, zaduszne, lamenty i pożegnania. Czuję, że mają nas uspokajać, tych, którzy zostali, że śmierci nie musimy się bać. Nie są dla mnie depresyjne, choć są często czyimś płaczem. Nie boję się ich treści. Wiem też, że nie wszyscy je lubią. Dla mnie zawierają rady na życie i obietnicę tego, że będzie dobrze. Ale tak, też mówią o tym, że na świecie jest dużo smutku.
Oj piszlaże syritka (sierotka) po swity blukaty
da nikto ne pryhorne (przygarnie) jak ridnaja maty
oj rada by ja Doniu, do sebe pryniaty
Ale zemli bahato, ne możu ja wstaty
I jeszcze coś ważnego. Że nic w świecie nie znika, a tamten świat jest bliżej niż nam się wydaje. W tradycyjnej kulturze był on cały czas tak blisko świata żywych, był jego częścią. Teraz go tak bardzo od siebie odsuneliśmy. Za bardzo. Boimy się tego, czego nie znamy. Chyba Mariusz Wilk (Polecam!) pisał o śmierćce, o wschodnim słowie (smertka), które przez zdrobnienie od razu oswaja tą postać, ot śmierćka, taka mała i przyjazna, wcale niegroźna. Od razu widzę zgarbioną, nieporadną staruszkę o mądrych oczach.
Idzie śmiertka po zopłociu, pyto sie o gospodorza
Gospodorzu, jesteś doma? Pojednej się z dłużnikoma!
Chciałyśmy z Beatą wrócić na chwilę do tej polskiej (i całej słowiańskiej) tradycji. Tych pieśni, które prowadzą rozmowy z duszami zmarłych, koją żal żywych, a także oswajają trochę tę straszną śmiertkę. Ich tematyka i melodia nie zawsze jest smutna, wszak zgodnie z wierzeniami odchodzimy do lepszego świata!
Na smentarzu mieszkać będę, a na chwilę tu pobędę
pewien tego i bezpieczny, że mi dany żywot wieczny
Chciałyśmy wrócić do tradycyjnego śpiewania właśnie w ten dzień i przypomnieć tę piękną tradycję opowiadania śpiewem o życiu i śmierci. O duszy, na wspomnienie zmarłych i ku pokrzepieniu żywych. I ku przestrodze.
Wyleciała dusza z ciała, na zielonej łączce siadła
przylatuje anioł z nieba, czego Ci duszyczko trzeba
co cie boli, co ucisko, powiedz mi duszyczko wszystko
Udało się. Pogoda była jak marzenie, lepsza nie mogła być. Piękny, jesienny dzień. Cmentarz Ewangelicki w Katowicach (podziękowania dla miłego księdza!), stanęliśmy koło kaplicy. Przyszło nas dużo, z różnych zespołów, śpiewanie ponad podziałami! I z Zory, z Wte i Nazod, Blokowioski i siła nas, Kuczeryków. Trochę wolnych strzelców, trochę przyjaciół (cieszę się, że byliście!), trochę miłośników śpiewania, trochę folko-zajawionych. I zwykli ludzie, którzy na cmentarzu usłyszeli i przyszli posłuchać. Niektórzy wzięli teksty i śpiewali z nami, inni słuchali. Było naprawdę wyjątkowo! Cieszę się ogromnie, że Śląsk, tak jak Warszawa (Strug śpiewał z ludźmi w katakumbach na Powązkach) dotknęła czegoś, co jest w każdej tradycji i każdej religii, styku światów i lęku człowieka przed końcem życia. Wczoraj razem zwyciężyliśmy go pieśnią!
Nie udałoby się bez: Beaty (doskonały pomysł!) Kasi (negocjacje i wydruki), Agni (plakat), Pani Mai, która zaprosiła nas do swojego pięknego domu na próbę i bez wszystkich obecnych! Dziękuję!!!
foto: Patrick Witcher
foto: Jarosław Krupa
2 komentarze:
Ależ to musiało być piękne!! Czegoś takiego nigdy nie widziałam, słyszałam, uczestniczyłam...:(
Proszę wcześniej dać nać, jak podobne "imprezy" zorganizujesz w okolicy:)
Zapraszam w najbliższą sobotę o 17:00 do Gliwic :-) na koncert pieśni o śmierci i duszy :-) Jak zainteresowana to pisz, powiem Ci gdzie dokładnie :-)
Prześlij komentarz