Co tu znajdziesz

czwartek, 16 stycznia 2014

As I Lay Dying

Są takie filmy, które mnie męczą. Nie ma to nic wspólnego ze strachem. Męczę się ja na nich okropnie. Cała jestem napięta, zaciskam mocno zęby, ręce w pięści, owijam się mocniej ubraniami, które mam, zamykam oczy i wiercę. Wbijam się w fotel jakbym się chciała schować, zniknąć, nie patrzeć. Wychodzę ogromnie zmęczona z kołowrotem niewesołych myśli. Ale przecież tak właśnie powinno działać kino... tak, tak właśnie myślę. Dlatego chodzę na filmy, które są ciężkie, dotykają ciężkich tematów, nie są rozrywką. Każą myśleć o człowieku, o ludzkości w ogóle. Nawet jeśli to patetycznie brzmi - tak jest. Czuć paskudną ulgę, że jednak te czasy nie są takie złe. To smutne szaro-bure tu i teraz.
Jeżeli też ciężko znosisz rodziny, w których śmierć jest ważniejsza niż życie, w których ktoś jest totalnym dupkiem i nikt z tym nic nie robi, w których dzieci są w stanie zrobić... właściwie wszystko - dla swoich koszmarnych rodziców, jakby byli poddani ich hipnotyzującej władzy, jakby ta potworna wspólna krew w żyłach nie pozwalała zerwać niewidzialnej smyczy - ostrzegam. I ten najgorszy koszmar, determinizm czasów, miejsca i rodziny w jakich się rodzisz. Jeżeli również ciężko to znosisz - nie idź na ten film. Albo idź i umęcz się tak jak ja. Bo tylko dobre filmy potrafią tak człowieka zmęczyć, skręcić. I poczuj tą paskudną ulgę, że to nie o Tobie. A przynajmniej taką nadzieję. 

As I lay dying. Kiedy umieram. NH Tournee. James Franco. Na podstawie W. Faulknera.
Ameryka, czas farmerów. W wiejskiej rodzinie umiera matka. Ojciec i piątka dzieci (w tym 4 dorosłe) wiozą ją wozem do odległej miejscowości, na cmentarz. Są takie filmy, które składają się z emocji, nie ma tam wartkiej akcji, a człowiek siedzi jak na szpilkach... "jakbyś kamień jadła".

Brak komentarzy: