Mają w swoich słowach jakąś magię i jakąś bolesną prawdziwość, magiczny realizm, realistyczną magię, pisarki i pisarze z Dolnego Śląska. Me gusta, idealnie trafiają prosto we mnie. Swoim bardzo ludzkim klimatem. Zawiłymi choć prostymi historiami ludzkich losów, szczyptą mrocznej tajemnicy i sednem życia. Powoli rozbierają ludzką duszę by odsłonić to ziarno piasku, które jest u początku perły. Wszyscy ulubieni. Tokarczuk. Bator. I On, Hubert Klimko-Dobrzaniecki.
Fascynuje mnie nie od dziś ta ludzka skłonność do podziału świata (strukturaliści mają rację...) na Nas i na Nich, na swoje i obce, na dobre i złe. HK-D jednocześnie zgrabnie opisuje te granice jak i je umiejętnie zaciera. Poczucie obcości wynikające z istnienia na styku kultur... Temat, który wraca, koło którego krążę. Tutaj imigranci z Grecji rzuceni jakimś torem na Dolny Śląsk (kto pamięta, że to temat z Piaskowej Góry?). I ten mały wpierw ktoś, kto nie jest ani stąd, ani stamtąd, ani to Grek, ani Polak. A i Grek i Polak jednocześnie. Pomiędzy, zanurzony w wielości kultur i społeczności. Znikąd w całości, poniekąd w każdej ma swój dom. Dom... gdzież ten Dom jest? I z kim... i w kim.
I jeszcze rozgryza się w tej książce trudne pytanie o własną historię - czy lepiej ją znać, nawet jeśli jest trudna i bolesna, czy lepiej żeby zginęła w otchłani zapomnienia? Czy NA PEWNO chcemy wiedzieć? Znać te mroczne zaułki historii? Własnej swojej historii? I co tak naprawdę jest w życiu ważne? Ważniejsze? Ważniejsze niż...? Dla mnie ta książka z bolesnym grymasem odpowiada: miłość. Mimo wszystko.
Klimko - D najpiękniej opisuje stan szczęścia. Tak i w "Kołysance dla wisielca" tak i tu.
"Ojciec zaprowadził mnie na łąkę. Bezkres utkany makami krwistogłowymi, grzebieniami czupurnymi kogutów niegdakliwych, chabrami rozjemcami, zbożem dzikim, koniczyną w posadzie, ostami wojującymi, pokrzywą zawistną. 'A teraz słuchaj synku, słuchaj, nasłuchuj'. (...) Nad nami wisiało bezchmurne niebo, tak błękitne jak woda Morza Egejskiego, którym się od razu zachwyciłem. Jeśli na niebie nie było ani jednej chmurki, skąd brał się ten wiatr? Nie wiem, nieważne. Ważne było to, że jesteśmy razem. Leżymy obok siebie. Ojciec i Syn. Patrzymy w niebo i jesteśmy. Po prostu jesteśmy."
Hubert Klimko - Dobrzaniecki Grecy umierają w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz