Co tu znajdziesz

czwartek, 25 kwietnia 2013

Taky Chopcy Fajni

11. "Chłopcy" Jakub Ćwiek, Wyd. SQN

Mam mieszane uczucia co do tej książki. Po pierwsze dlatego, że jest czytadłem. To znaczy, że przelatuję przez tą książkę jak struś pędziwiatr - a ona przeze mnie. Nie zatrzymując się. Kłamcy Ćwieka też szybko się czytali - a jednak jakoś w Kłamcach była inna świeżość pomysłu i to coś, co zostało na dłużej. Trzeba przyznać, że winą tego jest też druk to znaczy litery dla słabo i niedowidzących. To nie źle, często marudzę, że w książce druk jest za mały albo za ścisły. Tu z pewnością nie jest. Aż za bardzo. 

Najpierw miałam wrażenie jakiejś wtórności pomysłu chłopców. Oczywiście zawinił tu Neil Gaiman i jego Amerykańscy Bogowie. Tak więc skrzyżowanie motywów - bogowie (w tym wypadku postacie z bajek) szlajają nam się po supermarketach. Po drugie - lunapark, po trzecie - "skrót". Motywy bardzo zbieżne. Może też stąd to uczucie wtórności... może. W sumie Kłamcy byli dokładnie o tym samym, a jednak wydają mi się jedyni w swoim rodzaju... może po prostu panowie obaj wzięli sobie na warsztat tą tematykę, a Ćwiek ma tego pecha, że Gaiman był pierwszy w moich rękach. Ups. Albo ten temat po prostu jest teraz na topie, przekuwanie starych motywów mitologicznych i baśniowych na nowe opowieści (Grimms, Once upon a time, Neil G., Jakub Ć...)... albo w moim topie, też może tak być.

Nie mogę jednak odmówić autorowi dobrych pomysłów - kilka scen wzbudziło naprawdę mój uśmieszek, zwłaszcza niemiecka pielgrzymka zombich, pioseneczki księdzunia (hehehe!) i bardzo dobry moment zabłądzenia sami-wiecie-gdzie. Muszę też się przyznać, że jestem pod urokiem Dzwoneczka, główna postać bardzo udana. Trzeba to powiedzieć - Ćwiek dobrze buduje postacie. Motocyklowy gang "niemalże dorosłych" składa się z naprawdę barwnych postaci i ciekawego niegrzecznego klimatu. No dobra, wchodzę w to. Fajne to czytadło. Chociaż na następną część nie czekam z utęsknieniem. 

Na koniec jedno błaganie do niebios... i wołanie o pomstę. NIEBIOSA! ZMIEŃCIE GRAFIKA! Bo jak widzę te rysunki to - określę to dosadnie, aby oddać ogrom uczucia - żal dupę ściska... Są koszmarne, ołówkiem na lekcji żłobione. Pliiiiiz. 

I jeszcze jedna uwaga na koniec, ale nie do fabuły - do posłowia. Dobre historie opowiadają się same. To, że autor zainspirował się bajką o Piotrusiu P. - drogi autorze, naprawdę?? Demyt, nigdy bym na to nie wpadła. Po co to pisać? Megalomańskie. I jeszcze opis na okładce (tutaj nie obwiniam już autora). Bardzo lubię tą obecną modę, na: jedyne, największe, najbardziej, najlepszy, najpopularniejszy... cóż. Popularny to już za mało. Trzeba być naj. 

Brak komentarzy: