Co tu znajdziesz

wtorek, 16 kwietnia 2013

Piąta strona świata

10. "Piąta strona świata" Kazimierz Kutz, Wyd. Znak

"To był testament mojego dziadka, Wawrzyńca Basisty i nie przypuszczam, aby istnieć mógł lepszy. Bo ziemia jałowieje, dom zgnije, życie chwilą, a tylko to, co w nas żywe z dziedzictwa przodków, ich tajemnice odległe, mroczne strachy, echa dawno wykipiałych namiętności, ma wagę i sens, bo tuła się w następcach nienazwanym ciśnieniem, niczym wrzątek zalewający liście herbaty (...)"

Ta książka to opowieść o całych pokoleniach Ślązaków. Historia jakiej od dawna szukałam - z precyzyjnymi szczegółami i barwnymi historiami, z rysem ogólnym trudnych czasów i z żywymi postaciami. O Śląsku, o tym jak to jest być Ślązakiem. Jak to jest być z ziemi niczyjej, która co chwilę pod inne ręce przechodziła i do innego wojska zgarniała kolejnych synów. I rzecz dla mnie ostatnio bardzo ważna - o korzeniu rodzinnym, który się w sobie ma, od którego się nie da uciec. On po prostu w każdym tkwi. Idzie z samego dołu, przez pokolenia babek, prababek i ojców, aż do dziś, aż do mnie samej. 
Polecam tą książkę każdemu. A zwłaszcza tym, którzy rodziny od pokoleń śląskie nazywają zakamuflowaną opcją niemiecką. Albo tym, którzy mówią o kimś, kto obchodzi geburstagi zamiast imienin, że: zrobi z takiej Polkę. Czy to się kiedyś skończy? Chyba nie... ta ludzka natura, którą analizował Levi-Strauss, która w kodzie genetycznym ma skłonność do dzielenia świata na swoje i obce... 

"Nie moją winą jest pisanie o nieżyjących lub nieobecnych w dawnych siedliskach. My tu na pograniczu żyliśmy jak na ostrzu kosy, bo w ciągu ostatnich stu lat przetoczyły się tu trzy wojny i trzy powstania; pradziad służył w pruskiej infanterii i padł w oblężeniu Paryża, Wawrzek nie dał się zjeść z kapitalistyczną kaszą, ojciec był powstańcem, a brat zginął w niemieckim mundurze na bezkresach Rosji. Po dwa razy na przemian byliśmy obywatelami Niemiec i Polski. I tak w każdej rodzinie. Państwa w moich stronach były jak szatkownice, które zamiast kapusty przecierały nasze gnaty. A pomiędzy wojnami zakładano na nasze hyrdonie chomąta wyzysku, przetrzymywano w koszarach, maltretowano naszą odmienność i na przemian germanizowano, polonizowano i rusyfikowano, zawsze wbrew naszej ochocie." 

Bardzo mnie poruszyła historia babci, której nie dało się wytłumaczyć, że mówienie po polsku i gwarą jest karane, no i że pod oknem krążą tacy, co to zaraz doniosą. Ona całe życie mówiła gwarą i żadne odgórne polecenie przybite na drzwiach do niej nie przemawiało... Z czego oczywiście były same perypetie. No i lokalny filozof - mistyk mnie urzekł... O tych sprawach i zwykłym życiu, o szukaniu szczęścia... o tym, że zawsze jest się na jakimś pograniczu. Zawsze nie stąd, ni z tukej, ni stela, z żydowskiej strony miasta, ze złej strony rzeczki... zawsze coś. Wieczne pogranicze - które paradoksalnie najszerzej otwiera horyzont myśli i spostrzeżeń. 
Polecam tą opowieść. 

"Przyszła wiosna i taki dzień, kiedy łąki świerzbiły zielenią, a kopanie piłki stało się eucharystyczne, więc lataliśmy trzy dni, od świtu do nocy, za skórą, bez opamiętania. Nie jedliśmy, nie przynosiliśmy węgla z chlewika, nie karmiliśmy królików i nie czyściliśmy klatek bastardom. Po zmroku stawaliśmy pod oknem i śledziliśmy każdy krok matki w kuchni. Czas upływał, a groza rosła. Czekaliśmy na powrót ojca - bo on też wracał z nieczystym sumieniem - aby podłączyć się pod jego wejście i czmychnąć za jego plecami do izby."

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

jestem, jak mawiała moja babcia: "za większa połową" i dochodzą do mnie sprawy, których nie mogłam wcześniej zauważyć. Moja rodzina przyjechała w transporcie uchodźców z ziem wschodnich wpierw na Dolny Śląsk, potem ściągnięta wizją pracy i lepszego bytu na Śląsk. I Ci co przyjechali, wyrzuceni, pozbawieni domu nosili w sobie pogardę dla tych co byli "stąd". bycie Ślązakiem, Ślązaczką było czymś gorszym od bycia Polakiem zza Buga, toż to zawsze Niemcy byli-w rozumowaniu mojej babci. Nawet gdy wujek Zygmunt, brat mojego dziadka urodzonego w Stanisławowie, ożenił się z Krystą-Ślązaczką z krwi i kości (nigdy nie widziałam tak precyzyjne zawieszonych gardin co u niej), babcia i tak nie zmieniła zdania o Ślązakach.