Kiedy byłam jeszcze w lyzeum zetknęłam się pierwszy raz z wielogłosem i białym głosem. Już wtedy znajomi wybrali się na takie warsztaty. Już wtedy Ewa i Olga, i Piotr śpiewali. Zazdrościłam. Ale nie miałam odwagi. Ale też tak chciałam i dłuuugo to we mnie dojrzewało, bardzo długo. Całe lata. Wtedy też dostałam od Piotrka w swoje łapki płytę z pieśniami. Piesniochorki. Kozackie. Pieśń o łazarzu Działo się to przed laty... słuchałam jej w domu i uczyłam się śpiewać te piękne niskie tony. W samotności rzecz jasna. Zawsze te niskie. Dopełniały mi harmonię, płynęły z serca. I teraz przyszedł ten czas. Czas spełniania marzeń. (Dziękuję Reni, Grzesiowi i Michałowi!). Teraz już wiem, że przesmykiwałam się tuż obok nich, obok OVO, słuchałam ich w spektaklu, nuciłam ich pieśni, ale los nas ze sobą nie spotykał. Wszystko ma swój czas.
Nie będzie zdjęć osób, bo to nie był czas, który się obserwuje z boku. Tam było się "tu i teraz", nieustannie w środku, nieustannie uważnie, nieustannie całym sobą. Próba uniknięcia rozproszeń. Wejrzenia w siebie, w swoje ciało. Śpiewanie całym/całą sobą. Tak bardzo, że teraz "od tego śpiewania mam zakwasy w udach", ha! Z wnętrza, z serca. Z tych ud nawet!
Przede wszystkim byli tam ludzie. Opowiadanie pieśnią. O zaświatach, o nadziejach. Rozmowy o życiu i śmierci. Oswajanie smutków i lęków. Mistrzowie tacy, że kiedy zaczynają śpiewać wbija człowieka w krzesło. Mistrzowie nie tylko śpiewu... mistrzowie w znaczeniu już zapominanym, osoby, których warto słuchać aby dowiedzieć się czegoś ważnego o życiu, o świecie, o sobie. Oprócz nich cudni ludzie. Z którymi łapie się połączenie właściwie od razu, nie ma czasu na integrację, bo nie zdążymy ze sobą pobyć. Krótkie rozmowy, wspólny śpiew i milczenie. Mięta. Braterstwo Dusz. Wspólne Bycie przez duże B. Czas biegł jak szalony, ani się człowiek obejrzał, a tu już koniec.
I kiedy zaśpiewał W. usłyszałam ten głos. Działo się to przed laty. I kiedy zaśpiewali Letieli żurawli... z TEJ płyty... i mogłam zaśpiewać z nimi... musiałam bardzo mocno się skupić i zacisnąć powieki. Żeby nie było widać.
To był dobry czas, wróciłam bogatsza... o kilka pieśni z zaświatów, o milion uśmiechów, o błyski w oczach, o dobre słowa i śmiech. O ważne słowa. O przemyślenia swoje i innych. O kolejny puzzel, który w mojej głowie dopasował się do już długo zbieranej idei Opowieści. Uważność i Intencja. Nawet jeśli pewne niezrozumienie intencji na samym początku zgrzytnęło w kole. Ale nikt nie jest jasnowidzem... I każdy ma swój sposób interpretacji. Ale to nieistotne.
Istotne jest to, że wracając uśmiechałam się cały czas. I dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna, za TEN czas. Za Waszą uważność w byciu razem i śpiewaniu. M&W z OVO za naukę.
Wszystko ma swój czas
Wschód słońca nad dolnośląskim Bałtykiem. Chmury wyciągnęły mnie z łóżka. Cudne miejsce. Cudni ludzie. Cudny czas!
Na smętarzu mieszkać będę
a na chwilę tu pobędę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz