Co tu znajdziesz

poniedziałek, 7 września 2015

Czarna... głowa

Za oknem szaro i mokro, sama nie wiem, czy myśli o wakacjach bardziej mnie rozgrzewają, czy bardziej posmutniają. Dziś słońca ani ani, co przypomina mi pewien deszcz. Rzecz się działa w Czarnogórze... 

Tajemnicza Czarna Głowa 

To był ten dzień podróży, kiedy miałyśmy wyjść w góry. Wjechałyśmy do przepięknej Czarnogóry od strony Nowego Pazaru, gdzie jedzie się nad doliną rzeki, a droga biegnie tunel-most-tunel-most. Kiedy myślę JAK oni to budowali, to już mam ciarki i zawroty głowy. Dojeżdżamy do Mojkowaca, bo na naszym celowniku jest Crna Glava, najwyższy szczyt pasma Bjelasica (2139 m. npm). Plan jest doskonały oczywiście, jak to plan: wpadamy, parkujemy, kupujemy mapę pasma, szybkie zakupy i jeszcze przed zmrokiem (sic!) ruszamy. Zaczyna się dobrze - wpadamy, parkujemy. Chwilę szukamy mapy bo IT zamknięta już (jest 15:10) ale kupujemy też mapę i... zachmurza się niebo. Dziewczyna patrzy na nas z niepokojem. Chcecie iść w góry dziś? Noooo yyyy ale u nas jest dziś... niedobra pogoda. Uhm, nie szkodzi, machamy ręką. Zaczyna się ulewa. No cóż no, trudno, ulewa jak ulewa. Zasiadamy w ogródku, wypijemy w tym czasie kawę. Ulewa szaleje i zalewa potokami wody, górska burzka. Kawa się kończy ulewa na szczęście też. Odkrywamy, że kupiłyśmy mapę... Czarnogóry. Państwa, nie pasma. Góra, Głowa, jezderkusie, to czytanie bukwami to czasem zmyłka. (Tutaj pragnę dopowiedzieć, że Serbia i Czarnogóra używają jednocześnie dwóch alfabetów, na zmianę i jak im wygodnie). No nic, ulewa nas zatrzymuje, nie mamy mapy, idziemy na szoping. Wreszcie wyjeżdżamy z miasta i szukamy zjazdu do Parku Narodowego. 

Kilometr za miastem prezentuje nam się piękna tęcza, a sekundę później zaczyna druga ulewa. Musimy się zatrzymać na poboczu, bo ktoś stoi z wiadrem i polewa nam przednią szybę, nie widać absolutnie nic. Zaczynamy się zastanawiać, czy Czarna Glava na pewno lubi turystów i czy to nie ona nasyła na nas chmury. No nic, szukamy zjazdu. Nie ma. Wracamy, szukamy z drugiej strony, jest. Chyba się ukrył, bo nie wiem, jak go mogłyśmy wcześniej przegapić... wjeżdżamy w Biogradski Park Narodowy. Znajdujemy camping i zaczynamy przepakowanie. Znajdowanie rzeczy górskich w tym całym naszym bajzlu... masakra. Trwa to tyle, że robi się ciemno. Kupujemy na szczęście mapę u pracownika parku, oczy mu okrągleją na wieść, że teraz, o 20 wychodzimy w góry. No nic no, ekhm. idziemy, Crna Glavo, nadciągamy. 

(Mojkovac i camping nad malowniczym jeziorkiem) 

I nadciągamy, i nadciągamy. Oznakowanie bardzo kiepskie (oznakowanie szlaków na Bałkanach to zwykle kropka w obwódce), droga stroma i serpentyniasta, próbujemy skracać, trochę pada deszcz, więc się zgrzewamy i mokniemy, stromo, więc nie ma gdzie się rozbić. Gubimy się, coś nam nie pasuje ta droga. Gosia... a ta mapa co ją kupiłyśmy... czemu tu jest napisane: Jugosławia?? Odkrywamy, że gość sprzedał nam niezły antyk, dobry rocznik - mój. Zasuwamy z trzydziestoletnią mapą Jugosławii. Jeszcze zaznaczony Titograd zamiast Podgoricy. To już druga zła mapa zatem, brawo dla nas. Jest pięknie, naprzód przygodo! Crna Glavo nie damy się zniechęcić i zgubić!


No cóż... kończymy gdzieś przed północą przy jakiejś krowiej farmie, z winem Caryca Milica i pięknym widokiem na gwiazdy. Rano budzą nas dzwonki zwierzaków. Okazuje się (te poranne niespodzianki), że rozbiłyśmy się pomiędzy dwoma budynkami (ach te czarne noce). Ktoś mówi, że tu jest restoran i można coś zjeść. Spać też było można, ale Pan z PN nam o tym nie powiedział, bo ich nie lubią. Aha. Namiot njema problema, macha ręką dziadek. Miła Pani pozwala nam zostawić u niej namiot i część gratów, ruszamy dalej pełne werwy. Misja Crna Glava w toku!

(Przyjazna chatka i widoczki. I napieramy w stronę kosmitów) 

Na jednym szczycie jakby wylądował statek kosmiczny. To ona! Cieszę się. Widziałam zdjęcie tego szczytu w przewodniku! Napieramy, maszerujemy. Słońce napiera w nas i próbuje nas namówić do położenia się pod krzakami, ale jesteśmy dzielne (potem zejdzie mi skóra..). Kiedy jesteśmy już blisko (czemu my tak długo idziemy na tę Głowę?) Czytam jakąś tabliczkę. I sięgam po ten przewodnik. Ups. Ekhm, Gosiu... to nie jest Czarna Głowa. Znowu się schowała skubana, znowu nas zmyliła. To jest Zekova Glava. Yhm. I w dodatku tu piszą, że nie można na nią wejść. W dodatku straciłyśmy trochę czasu. No nic to, jest pięknie (naprawdę!) w tył zwrot, zasuwamy jednak na tą Crną Glavę. 


Gosia dopiero mnie oświeca, że taka mała kreska na znaczku szlaku, to nie pociekła farba, tylko znak, że ścieżka skręca. No cóż. Szukamy na azymut, bo oznakowanie znów hm... intuicyjne. Może ten szczyt. O, nie ten, ale pod nim jest jakiś przewrócony znak (no co za wredna baba z tej góry... drogowskazy poprzewracała). Na znaku... Crna Glava tędy. Szkoda że, przewrócony, ale na tamtym szczycie nad nami jest jakiś słupek. Wdrapujemy się stromo pod górkę, zdych wzdych, upał. A na słupku... radosna informacja - Crna Glava 30 minut. No do diaska, góro, jaja sobie robisz. Ona się normalnie przemieszcza i przed nami chowa. 

Uwaga. Happyend. Zdobyta. Zelżona. Obsikana. Jakbyście kiedyś szukali, to tak wygląda, pozuje ze mną jako tło. Poniżej szczęśliwe zdobywczynie i popasik na łączce.


Nagroda czekała na nas w chatce - domowy burek (ciasto jak francuskie z serem i cebulką), domowy kajmak (słony ser, robi się w miskach) i krowi ser. I kawa. I pani która za pomocą 5 słów i menu rozmawia z Francuzami, Polkami, z każdym. I uśmiechnięty dziadek, który śmiał się z naszych kijków. Heh. Ale powiem jeszcze tylko jedno - takich starych, pięknych drzew, nie pojedynczych okazów, ale całego lasu - u nas nie da się nigdzie zobaczyć. Przepiękne. Misja Crna Glava zakończona pełnym brzuchem, zjaranym nosem i sukcesem!  

3 komentarze:

AgNi pisze...

Przeczytane! Obzazdroszczone! Ucieszone!

Anonimowy pisze...

Protestuję!!

Crna Glava, nie hlava

Pstrokata pisze...

Asz wyłapane ;-) brawo za wnikliwe czytelnictwo! Już się poprawiamm! :D