Co tu znajdziesz

środa, 8 lipca 2015

Recepta na wszystko


Dziś wyglądam jak moja ukochana Vanessa Ives w swoim badhairday. Nerwy, emocje, irytacje, smutki. Dopiero co człowiek zasnął mieląc w głowie i zastanawiając się nad swoim losem, sensem, nad złudnym pozorem stabilizacji i nad celowością... Wszystkiego przez duże W, czasem długo nie można zasnąć w duszną noc. I kiedy wreszcie się udaje, nad ranem wyrywa z łóżka odgłos grzmotu. Wyskakuję jak tygrysica, żeby nie zwiało mięty z parapetu, a potem leżę i słucham odgłosów i półśnię patrząc na drzewa szarpane w szale wiatru. 

O dziwo martwię się w nocy słuchając tego deszczu... o drzewa i o zboże. Może odezwał się we mnie jakiś uśpiony gen moich przodków, którzy słysząc taką nawałnicę zapalali gromnicę żeby ochronić się od piorunów i martwili się o zbiory, co by im wichura - wiedźma nie połamała zboża. Czasem mam nieodparte wrażenie, że tak jak ja mocno odczuwam pogodę, tak ona mocno odczuwa moje nastroje... to nie pierwsza taka nawałnica outside, gdy we mnie szaleje coś inside.

Delikatnie zmienię temat. Udało mi się w tym roku być w Kazimierzu na 49 Ogólnopolskim Festiwalu Kapel Ludowych, oglądać wielobarwne stroje z różnych regionów - zawsze mnie intryguje JAK do tego doszło, że od noszenia chustek, cała wieś doszła do noszenia krochmalonych koron na głowie. Moda dmie kędy chce. A mówiłam Wam, że moja prababcia była prekursorką noszenia (po austryjacku) krótszych sukni na Śląsku Cieszyńskim? Może byłaby teraz dumna, że tańczyłam do świtu w Klubie Tyndyryndy, a potem mogłam patrzeć w półmroku-półświcie na spokojnie płynącą Wisłę. Chciałabym mieć w sobie spokój tej rzeki, zamiast tego niepokoju, który nieustannie we mnie płynie. No i udało się zarazić Kasika (a nawet Joasię!) tańczeniem, wirowaniem i przyjemnością "posiadania licznych partnerów", i tym poczuciem "czemu ja tego nie znałam wcześniej? czemu mi nikt nie powiedział, że to jest takie fajne?!". Też to mam, to poczucie. Kasik i Krystian w wirze, zdjęcie - Arek Sz.


 

Festiwal Folkowisko coraz bliżej, znów więcej myślę o wiejskości. Cały czas też mielę i diagnozuję to, co chciałabym zbadać w projekcie, staram się postawić pytania, znaleźć drogę do odpowiedzi. Znacie to porównanie umysłu kobiety do przeglądarki, w której non stop jest otwarta mnogość okien i w każdym coś gra albo leci jakiś film? Idealne. Ja tak mam. Non stop. Oszaleć czasem można. Wszystkie lampki choinkowe się palą, migoczą i grają melodyjki w mojej głowie. Jak zawsze wydaje mi się, że najlepszym pomysłem na wszystkie troski jest... wyjechać. Daleko, w inną przestrzeń, w zmartwienia "nie mam kaloszy" i "co by tu zjeść" zamiast: kim jestem, czego chcę i dokąd zmierzam, i czy na pewno tą dobrą ścieżką kroczę? Obejrzeć swoje własne myśli i działania z dystansu. Leżeć na trawie i grać w paletki, słuchać muzyki. No nic to, tak więc dziś trzeba się spakować i... w drogę! 
Na wschód! Uprasza się, żeby burze i deszcze akurat zwiedzały inną część Polski. 

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.