Co tu znajdziesz

czwartek, 28 marca 2013

Z ptaszyną

Koszyczek Basi z ptaszyną :-)
Zdjęcie już w otoczeniu naturalnym występowania koszyka!

wtorek, 26 marca 2013

Tak sobie myślę...

8. Jerzy Stuhr Tak sobie myślę...


Wspaniała książka! Dziennik pisany przez Pana Jerzego Stuhra w chorobie. A jednak o samej chorobie nie jest tu za wiele, dyskretnie, mimochodem nieco, czasem wprost, czasem w tle. Wiele przemyśleń o świecie i o teatrze, szczypta spostrzeżeń dotyczących polityki, dużo ciepłych myśli o rodzinie i nadziei. Oczekiwanie na nowe życie, smakowanie własnego. Przemyślenia, zastanowienia, rozważania... dla mnie doskonała strawa dla ducha i umysłu. I ten wysmakowany, piękny język w prostej notatce. Polecam z żarliwością. A Panu Szturowi życzę z całej siły zdrowia i uśmiechu! 

„Tak sobie myślę, dlaczego ja to wszystko piszę. Nie potrafię tego w jednym rozdziałku wytłumaczyć. (…) Mogę części widowni w tym kraju (tej, która jeszcze czyta) pokazać inną twarz, a może co jedyne i najważniejsze: ujawnić co myślę, a nie tylko, co i jak gram. To jest wspaniała okazja, a mogę to najszczerzej zrobić poprzez słowo pisane. Gdybym do Was powiedział, podejrzewalibyście kolejną rolę”

wtorek, 19 marca 2013

Łotrzy

7. Bracia Sisters Patrick de Witt 4 na 5

Opowieść o dobrym i złym łotrze, ich niełatwym życiu w siodle, z bronią u boku na bardzo dzikim zachodzie. Dzikość jednak nie jest dzikością terenu, a tym co w ludziach siedzi... i nie wiadomo kiedy nagle postanowi się ujawnić. Bardzo dobrze się czyta, wartka akcja i ciekawe przemyślenia. Polecam! Czwórka - bo piątki  wlepiam tym książkom, które powalają mnie na kolana i każą całować sobie stopy. 
Warto dodać, że ta opowieść w okolicy południa jest czytana w Trójce na dwa świetne głosy! 

http://www.polskieradio.pl/9/206/Artykul/797820/
Bardzo dziękuję wydawnictwu Czarne, które sprezentowało mi BS! 

piątek, 15 marca 2013

Virginia my love!

"Gdyby nie te przebłyski wyobraźni oraz skłonność do książek, byłabym całkiem zwyczajną kobietą."

- Virginia Woolf, Dzienniki {3 sierpnia 1924}


wtorek, 12 marca 2013

Z mokrą głową

   Każdy ma jakąś swoją specyfikę... ja też mam oczywiście. Przyznam się tutaj do mojego małego natręctwa - jest nim mycie głowy - a dokładnie włosów rzecz jasna. Kto ze mną podróżował, to potwierdzi to bez wątpienia!
   Myślałam o tym w piątek w nocy, kiedy wstałyśmy o 23 żeby wyjść o 24 na pociąg i zwiesiłam łeb nad wanną, żeby oczywiście - umyć włosy. Są chwile kiedy tęsknię za moją krótką czupryną, na przykład codziennie około 5:40 rano ;-) Tak czy siak - taki włos, taka karma - myć je trzeba, a przynajmniej ja tak uważam! Ha! To niegroźne natręctwo, zwłaszcza w podróży, powoduje bardzo ciekawe sytuacje. Oczywiście nie umieram od niemycia włosów, a jednak trzeba naprawdę braku warunków, żeby mnie przed tym powstrzymać. Znam ja dobrze wiele zimnych górskich rzeczek, toalet, kraników i pomp. Znam też wiele ciekawych trików na to, jak sobie samemu zmyć głowę tam, gdzie jest to niewygodne lub trudne, różne kubeczki, myjeczki, szampony w kostkach (proszkowego jeszcze nie próbowałam) i inne wynalazki. Zwykle jednak problemem jest woda, a raczej to z czego ona ciurka. Tak więc powiem szczerze, że woda mineralna też jest dobra dla włosów, a gazowana daje ciekawe odczucia. Miło wspominam temperaturę górskich rzeczek (nie wiem do dziś, czy trudniej włożyć łeb czy stopy do lodowatej górskiej rzeki/potoku) i kilka dziwnych miejsc w których się to udało. Warte wspomnienia jest mycie głowy w kolei (w PL nazywanej transsyberysjką) gdzie doskonale opanowałam tą sztukę podczas wielu dni podróży, a nie było to łatwe. Po pierwsze trzeba było przytrzymać jedną nogą drzwi tego uroczego miejsca. Po drugie trzeba było złapać równowagę, bo pociąg mocno bujał na boki - przypomnę - stojąc na jednej nodze, z łbem zwieszonym nad kranikiem w dół. Trzeba było jeszcze opanować kranik działający dosyć specyficznie i zsynchronizować to wszystko ze sobą. Ale rosyjskie miny, kiedy wychodziłam z umytą głową z tego kibelka - bezcenne!
   Nie mogę się zdecydować czy łatwiej jest dokonać takiej ablucji na łonie natury czy w mieście, w którym w ograniczony sposób dostępne są miejsca o potencjale wodonośnym, czyli toalety publiczne. Najpierw ukłon ślę dla Szwecji z jej wycackanymi, zawsze otwartymi toaletami, mmmm, cudo, a dla porównania pamiętam małą stację w Rumunii  gdzie z dziewczętami zatrzymałyśmy się w drodze, po kilku dniach nieświeżości podróżnej. Była tam mała hm... "toaleta publiczna" do której normalnie chyba bym jednak nie weszła. A tam się prawie wykąpałyśmy radośnie w umywalce i potem w rumuńskim słońcu suszyłyśmy włosy, otoczone wianuszkiem psów, które przypadkiem zwabiła Gosia (zasada nr 1 - nie karm małych sympatycznych szczeniaczków, na pewno mają dużo większych, zapchlonych kolegów!). Moje włosy mogłyby opowiedzieć ciekawe historie, opisać zimne bieszczadzkie potoki, porównać topiony na piecu śnieg i miękkość słodkiej wody z Bajkału, z wodami "toaletowymi" różnych krajów świata. No cóż... Czasem jednak lepiej, że nic nie mówią! Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma! 
Zwykle nie dokumentuję tego procederu, ale pamiętam było jakieś zdjęcia z grzania wody i wielkiego mycia łbów w chacie na Niemcowej... zjadło niestety gdzieś te zdjęcia. Dowodów - brak! 
Za to mogę pokazać, jak Aga w Kosmaczu na Ukrainie dba o inną część ciała niż ja! 

poniedziałek, 11 marca 2013

Wspomnienie

opowieści przychodzą czasem same, znienacka, nagle się opowiadają... ta  zasłyszana od koleżanki, która z kolei zasłyszała ja od pewnej miłej 78 latki w miniony weekend:  

...z wojny pamiętała niewiele, w końcu była bardzo mała, pamięta, ze jechali na wozie drabiniastym, całą rodziną, z przodu ciągnął koń a z tyłu była przywiązana krowa. I jak spadła bomba to ta krowa wyleciała w powietrze. I poza tym niewiele pamiętała  nawet babci nie zapamiętała, która też wtedy zginęła bo trafił ją odłamek, ale nie widziała wiele bo szybko ją zabrali, żeby nie patrzyła. Ale widok latającej w powietrzu krowy zapamiętała bo to było takie niezwykłe... 

wtorek, 5 marca 2013

Myśli o czytaniu

Z dzisiejszej porannej rozmowy:

"ja dużo czytam! w zeszłym roku to chyba sześć książek przeczytałam!"

Ja tam się i tak cieszę za każdym razem, jak ktoś mówi, że czyta!
Na przykład (tu obserwacja socjologiczno - feministyczna) w szkole ostatnio prowadząca kazała każdej kobiecie (wiek przeróżny) opowiedzieć w czym jest dobra i co lubi. Przodowało: "jestem dobra w sprzątaniu" i "lubię gotować, piec ciasta..." Ale jedna dziewczyna powiedziała, że lubi czytać kryminały - bardzo mnie to ucieszyło! Nie mam nic przeciwko kołom gospodyń wiejskich, nawet promowałam w zeszłym tygodniu Koło Gierałtowickie (świetne babeczki!) ale trochę smutno, że na pytanie "co lubisz" odpowiedź brzmi: sprzątać, a nie np lody truskawkowe albo posiedzieć czasem w Dobrej Karmie z kawą i poczytać książkę albo pośpiewać z fajnymi ludźmi. Albo choćby pójść na piękny wiosenny spacer!

Wczoraj czytałam w Karmie coś innego, ale tutaj kolejne przeczytane tytuły:

5. Wojciech Mann Rock*Mann
5/5
Jeżeli ktoś lubi Pana Wojciecha Manna i jego specyficzny humor - to jest to! I do tego niesamowita historia muzyki i muzycznego sprzętu, którego dzisiejsze dzieci już nie będą w ogóle pamiętać. Świetna książka! 

6. Witold Szabłowski: Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji.
4/5
I w sprawie przemyśleń o kobietach... są kraje, w których cieszę się, że się nie urodziłam. Nie mówię tu o całej Turcji... ale są w tej książce historie piękne i historie straszne - takie przy których włos mi się jeżył na głowie. Jakoś styl Pana W.S. mnie nie porwał. Ale za rozpracowanie tego tematu - wielki szacunek i wysoka ocena książki.