Co tu znajdziesz

poniedziałek, 5 listopada 2012

Samsara

Jak opisać w kilku słowach tysiąc kłębiących się myśli? Jak w grupie dziewcząt dostrzec jedną boginię... patrzącą miłościwie i z odległości na koło czasu, koło życia i śmierci, na cały nasz ludzki maluczki gatunek, w którym każdej małej mrówce wydaje się, że jest najważniejsza na świecie...
Ron Fricke film "Samsara". Czuję, że nie mogę go tak zostawić, kłębią mi się myśli, buzuje jak pod fajerkami. Muszę je zebrać i opowiedzieć. Już dawno żaden film nie zrobił na mnie tak mocnego wrażenia. 

Zacznę jednak od innego filmu Rona Fricke - Baraki (1992). Naprawdę warto obejrzeć oba filmy razem lub w niewielkim odstępie czasu, a nawet w odwrotnej kolejności. Te same miejsca, ale w innej epoce. Koło czasu. Baraka to medytacja nad błogosławieństwem (Baraka arab. "błogosławieństwo"), które nasz gatunek otrzymał od boga/bogów. Przeplatające się obrazy religii i rytuałów, od aborygenów, przez Polinezję do ściany płaczu. Mimo, że już powoli zaczyna zahaczać o naszą współczesną cywilizację, kpiąc z niej lekko i porównując nasz codzienny bieg i pęd, do fermy kurcząt, które los niesie w kierunku  nieuniknionego przeznaczenia, mimo że każde stara się krzyczeć jak najgłośniej - Baraka jest dla mnie filmem pozytywnym. To zachwyt nad człowiekiem i jego wiarą. Nad tym w jak różny sposób wyraża swoje przeczucie o istnieniu czegoś więcej, czegoś ponad. Zachwyt nad naturą i tymi rytami ludzkości, które poszukują w świecie mistycznego pierwiastka, błogosławieni - czy to derwisze, czy chasydzi, masajowie czy polinezyjczycy. Obrazy są pozytywne, nawet chłopiec puszczający w slumsach latawiec sprawia, że myślę o nadziei, czuję ciepło w sercu.
(* - kto zauważył, że w filmie The Fall (polski straszny tytuł Magia Uczuć) wykorzystano tematy z Baraki?) 

Samsara jest inna. Koło życia i śmierci naszego gatunku coraz bardziej się zapętla. Moja towarzyszka Obywatelka po wyjściu z kina powiedziała: "strasznie mnie ten film zasmucił". Czy istnieje piękno, które budzi smutek? Czy istnieje smutek, który da się pokazać pięknie? 
Myśląc o tym filmie, myślę parami przymiotników.
Zachwycający i smutny. Piękny i straszny. Jesteśmy koroną stworzenia. Jesteśmy autodestrukcją i własnym upadkiem. 
Nie wstydzę się przyznać, że na tym filmie płynęły mi łzy. Płakałam razem z gejszą nad malowanymi lalkami Japonii. Płakałam razem z Lisą Gerard nad maszynami do produkcji żywności, w jakie zamieniły się zwierzęta. Płakałam nad losem matki, która karmi swoje dzieci, nie mogąc na nie spojrzeć. Ludzie patrzący wprost w kamerę, w milczeniu, na mnie. Niesamowity chwyt reżysera. Przenikający mnie do rdzenia kości. Migdałowe oczy małych buddyjskich mnichów, oczy Japonki w fabryce, jedyne co widać spod jej kombinezonu. Kobiety w burkach tuż przy plakacie młodych mężczyzn w slipkach. Kobieta niosąca na głowie ciężkie worki, za swoim mężczyzną który niesie w ręce reklamówkę. Kobieta - strażniczka więzienna chłodno obserwująca synchroniczną gimnastykę więźniów w Korei. Niesamowite zderzenia obrazów. Życie i śmierć splecione w wiecznym uścisku. Prostymi środkami ten człowiek mówi o wszystkim. Mami pięknem wojny, błyszczącymi nabojami, pięknymi defiladami i jednym obrazem ludzkiej twarzy stawia widza do pionu. Już się zachwyciłeś? Piękne prawda? To teraz spójrz. Spójrz w oczy tym, którzy znają ciemną stronę tego piękna. Zobacz jacy jesteśmy piękni i straszni zarazem. Wszyscy tacy sami, a tak różnie przez czas i miejsce porozmieszczani, poustawiani w rozkładzie sił. 

Wiele tematów Samsary pochodzi z Baraki. To tylko dwadzieścia lat, krótka dwukrotna dekada, cóż to w porównaniu z wiecznością. Widzimy to samo tokijskie metro, to samo największe skrzyżowanie. Ruch uliczny - jednak już inny niż wtenczas, inni ludzie, inne fryzury. Za to taka sama ilość ludzi żyjących na wysypiskach śmieci. Wciąż, mimo upływu lat,  Koło czasu, mimo zmian. Wciąż mali chłopcy puszczają latawce w slumsach. Wciąż kobiety o twarzach lalek oferują swoje smukłe ciała i smutne oczy. Wciąż przebiegamy ulice tysiącami małych dróg, w pędzie, nie wiadomo dokąd i po co. Wciąż buddyjscy mnisi wysoko nad nami modlą się za pokój i harmonię świata i rozsyłają swoje modlitwy na wiatr. Wciąż pielgrzymi wirują wokół Kaaby, axis mundi, oś podtrzymująca świat. Wciąż istniejemy a jednak... gdzie dziś jest sens w tym naszym istnieniu? Czy aborygeni nie mieli go więcej, nie czuli życia pełniej we wszystkich jego przejawach...? Jak bardzo determinuje nas miejsce, w którym się urodziliśmy i jaki to ma wpływ na nasze odczuwanie życia? Ludzie wszystkich kultur tulący swoje dzieci odpowiadają mi sami... 

Nieustannie tłukło mi się w głowie pytanie - w jaką stronę zmierzamy, my ludzie, jako gatunek? Kim jesteśmy? Po co zapętlamy się w to wszystko? Co stało się z naszym pięknem? Tym które dostrzegaliśmy przez wieki w świecie wokół siebie, z tym które nosimy w sobie... Jaki sens ma to, że żyjemy? Po co rodzimy się i umieramy nieustannie? Jak to się stało, że życie przestaje mieć wartość? Życie ludzi, życie zwierząt. Czuję smutek, jakby wszystkie rytuały z Baraki nie dały nic i tak coraz bardziej odchodzimy od mądrości, którą niosły nam dawne religie. Od świata, od natury, od siebie nawzajem. Zostają tylko martwe rysunki na skałach i obojętne gwiazdy, które niezależnie od tego co ten śmieszny dwunogi gatunek wyprawia tam na dole - i tak płyną nad nami swoim odwiecznym rytmem. Słońce wschodzi i zachodzi, przypływy i odpływy, przyroda budzi się i zasypia. Często na filmach postapokaliptycznych zastanawiam się, jak szybko przyroda odzyskałaby swoje królestwo, gdybyśmy zniknęli. Zasypane piachem mieszkania odpowiadają mi na to pytanie... 
Po tym filmie nie mam optymistycznych przemyśleń. Cywilizacja betonowych klocków już stoi u bram piramid. W końcu wchłonie całą mądrość jaką mieliśmy. Być może. 

Cenię sobie twórczość, która zmusza ludzi do myślenia, stawia przed obrazami, których nie da się łatwo zapomnieć. I dlatego każdemu polecę ten film. Te dwa filmy. Zobaczcie, zastanówcie się, pomyślcie. Teraz nasze życie, nasz czas. Każda mała rzecz jest ważna. sami tkamy swoją codzienność, swoją jakość życia.  

Ron Fricke. Baraka. 1992 

Ron Fricke. Samsara. 2012


Na koniec końców nie mogę nie wspomnieć o niesamowitych, wypieszczonych kadrach zdjęć w tym filmie. Każde na ścianę. Ron Fricke to mistrz spojrzenia. Długiego i przeciągłego i tego zatrzymanego na kilka sekund. Do tego przejmujący głos Lisy Gerard... która lamentuje nad losem człowieka... Często w kinie macie dreszcze? ... 

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

...nie wiedziałem o istnieniu filmu 'Samsara', dopóki nie przeczytałem Twojego artykułu. 'Barakę' widziałem, ale tyle... Dziękuję za nakierowanie. 'Samsarę' chętnie obejrzę.
P.T.

Anonimowy pisze...

Hej,
Bardzo dziękuję za podanie linku do "Samsary". Nie mogę się doczekać całości."Barakę" ogladałam, przepiękne obrazy.Ze swojej strony podaje link do wystawy fotograficznej "Ashes and snow". Lisa Gerard zrobiła muzykę.Tytuł filmiku to "Flying Elephants Part 2".
http://www.youtube.com/watch?v=5Dde5b_q2Hk
Pozdrawiam
Ewa

Pstrokata pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Pstrokata pisze...

Ewa :-) Dziękuję!!!
Niesamowity ten film... dech mi zaparło. Zachwycające!
I znów myślę... że tak daleko od tego co ważne jesteśmy. Mądrości pokoleń. Dziękuję bardzo :-) I pozdrawiam!