Co tu znajdziesz

sobota, 24 grudnia 2016

Chałka

W moim rodzinnym domu były same kobiety. Moja mama, moja babcia oraz ja. Z moją babcią Elżbietą spędzałam bardzo dużo czasu, a jednak gdzieś umknęło mi to z pamięci. Może dlatego, że babcia miała swój "charakterek". A może dlatego, że spała w nylonowej, różowej halce, co mnie lekko przerażało. A jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że wpływ na to miało jedyne lanie jakie dostałam w życiu albo fakt znalezienia mojego dziecięcego pamiętnika, co na długie lata wyleczyło mnie skutecznie z pisania. Albo raczej nauczyło znajdować naprawdę dobre schowki w domu. Oprócz tych dziecięcych wspomnień jej postać bardzo mi się kojarzy z nocą poprzedzającą wigilię. Dostawałam swój fartuszek, można było wylizywać i pomagać w "dorosłych pracach", próbować ucierać w makutrze albo szulkać rohliczki (zwijać rogaliczki). Pachniał cały dom, babcia królowała w swoim fartuchu kuchennym, można było długo nie spać w tę noc - miało to swój dziecięcy magnetyzm. Wtedy byłam mała, a teraz tak naprawdę niewiele o niej wiem. Trochę z opowieści poznałam jej charakterek i perypetie życiowe, ale dużo w tym białych plam i pytajników. Patrzę na jej zdjęcie z młodości i żałuję ogromnie, że nie mam tych jej ciemnych oczu, ciemnych włosów i takiego leciutko śniadszego odcienia skóry. Wdałam się w rodzinę ojca z urody, szkoda, była piękną kobietą. Lubię to zdjęcie, na którym grzeje twarz w słońcu.  


Każdy chyba prowadził takie rozmowy i porównania ze znajomymi: a co Wy jecie na wiliję? A co najpierw? A barszcz czy rybna? Porównania potraw i zwyczajów. O dziwo śląskie makówki poznałam dopiero na Górnym Śląsku (i zakochałam się). Ślązacy mają makówki, wschodniacy mają kutię, właściwie dwa warianty tego samego jedzenia, słodkie i dużo maku i bakalii. A u nas nic z tych rzeczy, prócz podeschniętego makowca, który zawsze zjadałyśmy dopiero, jak wszystko już zostało pożarte i wylizane. Nie cieszył się powodzeniem jakoś.

Na początku każda z nas musiała zmuchnąć świeczkę i ze sposobu, w jaki unosił się dym wywróżyć jakie życie i zdrowie czeka nas w nowym roku. Robicie tak na wiliję? Potem dopiero modlitwa i życzenia, a potem wjeżdżała pierwsza potrawa. To była chałka z ciepłym mlekiem, moczyło się i zjadało. Śledztwa przeprowadzane w kolejnych latach wykazały, że nikt z moich znajomych tego nie robił. Zdziwiłam się. Potem złożyłam to na karb makówek - może ktoś maku nie lubił? Albo jedliśmy biedniejszą wersję tegoż? Hm.

W zeszłym roku na wiosnę byłam w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. W jednej z sal odtworzono wnętrze domu, na stole leżała chałka. Prowadzący wycieczkę powiedział: tradycyjna wieczerza szabatowa w żydowskim domu zaczynała się od chałki i błogosławieństwa. I wtedy mnie po prostu olśniło, jakbym nagle po bardzo mocnym zaciskaniu powiek otworzyła oczy.

W tym roku na wigilijne śniadanie zjedliśmy chałkę maczaną w mleku. Nie rozgryzam, nie szukam zbyt wiele, nie drążę. Po prostu uśmiecham się do tej myśli. Dobrze jest czasem zachowywać swoje tradycje, szkoda że nie wiem, skąd przyszły i kto w naszej rodzinie sprawił, że zaczynamy wigilię od chałki. Może ktoś w mroku dziejów naszej familii. A może po prostu tak jak dziś, żydowskie święto świateł Chanuka zbiegło się z Wigilią i po prostu zaczęli od chałki, a potem tak już zostało. BA może tak jak cieszyńskie ciasteczka to tylko jedna z potraw kuchni austrowęgierskiej? Babciu, zszulkałam też rohliczki, nie wyszły tak pięknie jak Twoje, ale łuskaliśmy orzechy całą noc, możesz być ze mnie dumna. Wesołych Świąt, Wesołej Chanuki! 

Brak komentarzy: