Nowa Płyta HEY-a.
Muszę przyznać Nosowskiej, że tak jak uwielbiałam jej niepokorną młodość - tak uwielbiam jej głęboką dojrzałość. Teksty z płytę na płytę są lepsze. Wielość twarzy i różnorodnych emocji tej kobiety jest niesamowita. To właściwość nielicznych artystów - przekonanie o współodczuwaniu, wrażenie, że ona śpiewa o mnie, śpiewa moje emocje.
Tym razem również. Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan. Do mnie. O mnie. Kolejna płyta zgrywa się z tym-co-płynie-we-mnie. Niesamowite.
Tu w tym utworze - krzycząca nuta starego HEYa. Genialnie. To jest to co tygrysy lubią najbardziej.
Zupełnie nie ma się z czego śmiać. Podobno.
I zaobserwowana mała ekspresja z autobusu dalekobieżnego... w dzisiejszym wyobcowaniu, kiedy każdy zamyka się w swoim świecie ograniczonym słuchawkami do sraj-fonów (a i to dobre, bo nie znoszę, kiedy ktoś słucha tych wynalazków głośno, ignorując współpasażerów), ekspresję muzyczną, rytm, zaangażowanie - wszystko to wyraża się za pomocą... palców. Wystukujących na kolanach i siedzeniach najróżniejsze rytmy i melodie w rytm tego co płynie w uszach. Zauważyłam to kiedy słuchając HEYa sama wystukiwałam i wzrok mój padł na inne osoby w autobusie, pogrążone w swoich wystukiwaniach...
Enjoy
Woda
2 komentarze:
Mimo, że jakoś z 'Hey-em' nigdy nie wpadłem na wspólną wibrację, to bardzo podoba mi się Twój artykuł. Bardzo podoba mi się emocjonalność recenzji płyty. I to spostrzeżenie w autobusie - też to kiedyś zaobserwowałem:-) To już zjawisko chyba globalne.
...oj, mimo, że, jak mówię z 'Hey-em' nigdy nie wpadłem na wspólne wibracje, to ta piosenka 'podobno'... dociera, dociera:-) Dzięki.
Prześlij komentarz