Właśnie weszłam do domu, otworzyłam przed chwilą drzwi, kluczem z granatową nakładką. Nikogo nie ma. Zdjęłam plecak, powiesiłam kurtkę na wieszaku. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. A potem usiadłam przy stole, w pokoju z zielonymi zasłonami. Jestem w tym mieszkaniu po raz pierwszy w życiu.
Wcześniej wiele razy zdarzało mi sie podróżować wagabundzko z plecakiem, nie jeden raz ktoś zapraszał nas do domu. Czasem z ulicy, czasem z namiotu, najczęściej wiózł na stopa i proponował nocleg. Raz prawosławny batiuszka z Siemiatycz zaoferował nam łózko w schowku na szczotki, jakież wtedy byłyśmy wdzięczne. W Szwecji spałyśmy u ludzi, u których pracowałyśmy, na Ukrainie spaliśmy u biednego chłopa w jego łóżku małżeńskim, w Beskidzie Niskim w stodole wójta. Ale ugościć wędrowca w drodze - wydawało mi się zrozumiałe. Za to mówiłam wiele razy - nie wyobrażam sobie tego w mieście, że mnie ktoś z ulicy wpuszcza do swojego domu, że mi tak zaufa, obcej. Na przykład wyobrażacie sobie to w Katowicach, kogoś wziąć z ulicy do domu? Obcokrajowca z plecakiem? Kogoś zmarzniętego przy -30?
Od kilku miesięcy moja egzystencja jest możliwa dzięki ludzkiej przychylności. Początek grudnia spędziłam w mieszkaniu M., która popłynęła na Bałtyk. Potem byłam u M&M, była choinka i oglądanie slajdów z projektora. Koniec zeszłego roku spędziłam w mieszkaniu B., z którą nie znamy się zbyt dobrze. Tu są zapasowe klucze, powiedziała, podlej proszę kwiatki. Dziś oddałam jej klucze, a odebrałam klucze do U. U niej nawet nigdy nie byłam. To nie problem dla Ciebie, że wejdę jak Cię nie będzie? To nie problem, wejdź sobie. Nie do końca z ulicy, ale jednak, właściwie nieznaną zbyt dobrze dziewczynę. Mamy w sobie niesamowite pokłady dobra i chęci pomocy innym. Doświadczam tego nieustannie, trzymam się tego w zalewie złych wiadomości różnych, tych o ludzkiej podłości. I właściwie dzięki temu istnieję obecnie.
Zastanawia mnie, co pozwala mi poczuć się "jak w domu". Na początku zabierałam kocyk i kapcie. To jakoś pomagało. Dziś już w sumie nie wiem, co jest mi potrzebne. Chyba już o tym tyle nie myślę, po prostu wchodzę do kolejnej kuchni i lokalizuję kawiarkę, wyjmuję z plecaka kawę, wieszam w łazience ręcznik. Uczę się kupować małe porcje jedzenia, mieć przy sobie niezbędny zestaw wszystkiego, od kosmetyków po książkę i zapasowe rajtki. Tak naprawdę niewiele potrzeujemy do życia, a potrzeby są proste. Ciepło, spokój, woda do umycia się, kąt do spania. No, z potrzeb pierwszego świata - potrzebuję kawy. Telefonu do łączności z M. kiedy mi smutno, bo bywa i tak. Jednak czasem poczucie bycia "nie u siebie" zwycięża.
Przyznaj się - mówi U. - robisz reportaż o cieszyńskich mieszkaniach. To taki projekt? No... nie wiem. Może o gościnności, troszkę? On sam się pisze. Gdy wspinam się na czwarte piętro z zadyszką albo dziwi mnie parter i bliskość zaokiennych przechodniów. W jednych domach śpię lepiej, w innych gorzej. Oglądam różne choinki, różne rozwiązania przestrzeni. Ktoś się martwi, że ma bałagan, ktoś ma śliczne dodatki. Niektóre mieszkania mają swoją własną historię. Podziwiam minimalizm kilku osób, chyba w moim mam strasznie dużo rzeczy... W mieszkaniach z kotem czuję, że w moim brakuje kota. W mieszkaniach w bloku słyszę sąsiadów. Z jednych widać góry, z innych tylko sąsiedni blok. Z tego u P. pięknie o świcie widać panoramę miasta, z okna u K. kościół, którego dzwony budziły mnie przez tyle lat. Lubię, jak ktoś ma rośliny. I lampkę do czytania. Nie lubię, jak głośno tyka zegar, nie przeszkadza mi brak drzwi.
W filmie Pusty Dom (3 Iron) Kim Ki Duka główny bohater włamuje się do domów pod nieobecnośc właścicieli. Ale niczego nie niszczy, tylko przez chwilę, nim wrócą, udaje że to jego dom. Chodzi w ich szlafroku, gotuje sobie coś, bierze kąpiel (spokojnie, nie używam waszych szlafroczków!). Po czym porządkuje wszystko idealnie i wychodzi, kiedy wrócą, nic nie zauważą, przecież nic się nie stało. Czasem przypomina mi się ten film, kiedy otwieram kluczem nie swoje drzwi, czasem czuję się jak podglądacz. Cóż... zawsze ten film lubiłam! Uważaj o co prosisz, głosi prawda ludowa. Chciałam być ciągle w drodze... i w jakiś sposób jestem. Przyglądam się w tej drodze sobie i światu... mieszkaniom i mieszkaniowym zwyczajom. Powiedzmy, zbieram materiał. Looking outside, inside.