Co tu znajdziesz

środa, 8 października 2014

Wieczory potwory

Miał być słoneczny post o Lublinie i muzyce, pełen zdjęć, jesiennego słońca i opadających złotych liści. Zamiast tego zapytam: chce mi tam ktoś dać pracę? Na wchodzie? W Lublinie? Proszę...?
Kolejny dzień w tym tygodniu, kiedy wracam do domu zniechęcona i pełna wściekłości. Niedobrze, niedobrze! Złym emocjom zdecydowane: NIE. 
Wczoraj poszłam te emocje wyjeździć, dziś wypływać. Obie czynności, które zwykle wykonuję z przyjemnością, zrobiłam, żeby wyrzucić z siebie złość. Trochę pomogło. Trochę się zmuszam, zaciskając zęby, do czynności, które mogłabym robić krzątając się i nucąc. Źle jest robić coś ze złością. To jak przesalać jajecznicę. Z premedytacją. Wychodzi z tego... nic dobrego. 


Na przykład wczoraj na rowero-spacerze, księżyc taki piękny, biorę głęboki oddech i postanawiam zrobić bukiet. Z suchego ostu. Zwanego rzepami. Mam na sobie wełniane cieplutkie mitenki i wełniany sweter. Zgadnijcie jak się to skończyło. Kto pamięta jak robił Kaczor Donald kiedy był zły?
Albo inny przykład, dziś na szybko o poranku robię galaretkę agrestową, klnąc pod nosem, bo czas mnie ściaga i przesuwa wskazówki, kiedy nie patrzę. A kiedy wracam dziś do domu,  podnoszę szklankę... ciągnie się za nią kleista zielona maź. Z trudem odrywam łyżkę od drewnianego parapetu, z głośnym MLASK. I zastanawiam się, czy zagnieździł mi się w domu Alien...

Tak to jest mieć w sobie wybuchową mieszankę złych emocji. Sen nie pomaga, zresztą jest pełnia. To nie jest jesienna depresja. Oblepia mnie pajęczyna szarych emocji. Wiatr tego nie wywiewa, chlor tego nie wytruwa, nie dezynfekuje. A Lublin... wydaje się teraz być tak daleko. W innym kraju. Może napiszę Wam o nim jutro. Pojutrze. 

Często ktoś mnie pyta: ale jaką pracę byś chciała? No to proszę, marzenie, fantazja, moja własna i prywatna. Jestem biurwą pospolitą od paru lat (!) więc niech będzie biuro, nie mam uczulena na papier. Niech w nim będą fajni ludzie, zakręceni, niezwykli, bo priorytet, to dobra atmosferą pracy. Niech się każdy ubiera w co chce bez problemów. Niech będzie ciekawie, bo nie lubię się nudzić. Niech będą w nim projekty, akcje społeczne, może coś eko, może coś obywatelskiego. Przydatnego społecznie (tak wiem, kostki brukowe są bardzo przydatne społecznie, można układać), a więc dla/z ludźmi lub zwierzętam albo o sprawach, reportaże. Coś zmieniającego świat na lepsze. Kreatywnego. Wymagającego ode mnie myślenia i dającego satysfakcję. 
Wiem, że nie jestem reprezentatywną, długowłosą blondynką na szpilach, z perfekcyjnym angielskim i ćwierającym wokalem (tak panie derektorze). Ale potrafię włożyć w pracę zaangażowanie i dać z siebie dużo. Potrafię też dobrze zorganizować... coś, różne cosie, potrafię pracować z zespole, a nawet pokierować grupą ludzi. Oddaję szacunek i partnerstwo ludziom, którzy mnie w taki sposób traktują. Pracujesz w fajnej fundacji/organizacji i chcesz mieć nietypową asystentkę? Może ma kilka fisiów, ale jest... oryginalna! (Tatusiu, czy ja jestem dziwny? Nie synku, ty jesteś... oryginalny

Wybierz mie!
Damn it. To nawet nie jest kryptoreklama.
Westchnienie. 
Wracam do prób nauczenia się pieśni. Też nie idzie. A nawet pasuje do klimatu, bo żałobna. Chcecie mieć asystentkę, która będzie wam nuciła pieśni żałobne? Proszzz. Wybierz mnie! Westchnienie. 

5 komentarzy:

Izaraj pisze...

A ja pracuje w takiej firmie, o której marzysz:) Jak będzie zapotrzebowanie na nowego pracownika dam ci znać, tylko że to Rybnik, nie Lublin:)

Anonimowy pisze...

http://19.konfrontacje.pl/postmoderna-rosja-wyklad-prof-cezarego-wodzinskiego/

Pstrokata pisze...

Izaraj dziękuję! Daj znać, pewnie! :-)

na ogłoszenia NGO patrzę często, niestety nie mam specjalizacji w terapeutyce itp. Ale patrzę z nadzieją!

Wodziński, bardzo lubię! Czytać i słuchać, mądry człowiek.

Pstrokata pisze...

Izaraj a cóż to za firma marzeń?

Izaraj pisze...


jak się kiedyś spotkamy na żywo, to ci opowiem:)
A kiedy będą pokazy zdjęć z Islandii? Obiecałaś:)